W Abudży eksplodowały dwa samochody-pułapki i jeden mniejszy ładunek. Pierwszy samochód eksplodował, kiedy różne formacje wojskowe przygotowywały się do przemarszu przez jeden z głównych placów miasta, na którym miał je obserwować prezydent kraju Goodluck Jonathan. Pięć minut później wybuchł kolejny samochód zabijając co najmniej 7 osób. Według agencji Associated Press na placu, na którym miała się odbyć defilada, zanim przybyli tam wojskowi, eksplodował jeszcze jeden, mały ładunek. W pobliżu miejsca wybuchu na ziemi leżał ochroniarz. Obchody 50. rocznicy uzyskania niepodległości kontynuowano później bez przeszkód, chociaż ich uczestnicy wiedzieli, że coś się wydarzyło. Ruch Wyzwolenia Delty Nigru (MEND), główne ugrupowanie rebeliantów działające na zasobnych w ropę terenach na południu kraju, w piątek przed zamachem przesłało do dziennikarzy ostrzeżenie, w którym napisano, że "nie ma nic wartego świętowanie po 50 latach porażek". "Przez 50 lat ludności Delty Nigru kradziono ziemię i zasoby" - napisano w oświadczeniu. Piątkowy zamach jest jednym z najkrwawszych przeprowadzonych przez rebeliantów z Delty Nigru, co więcej doszło do niego w stolicy kraju, setki kilometrów od regionu, z którego pochodzą rebelianci, podczas silnie chronionych uroczystości. W 2006 r. rebelianci z MEND rozpoczęli walkę o bardziej sprawiedliwy podział zysków z wydobycia ropy w Delcie Nigru. Zazwyczaj ograniczają się oni jednak do ataków na rurociągi i porywania pracowników kompani naftowych.