W telefonicznej rozmowie z amerykańską stacją telewizyjną Chen powiedział też, że władze Stanów Zjednoczonych "zawiodły go", a on sam chce opuścić Chiny. Dysydent udzielił również telefonicznego wywiadu agencji Associated Press zaledwie kilka godzin po odeskortowaniu go z ambasady USA do szpitala; Chen powiedział, że obawia się zarówno o życie swoje, jak i swojej rodziny. Przedstawiciele władz amerykańskich zapewnili wcześniej, że wymogli na władzach w Pekinie obietnicę, iż do Chena dołączy jego rodzina i będą razem mogli zacząć nowe życie w mieście uniwersyteckim. "Pomóżcie mi i mojej rodzinie wyjechać bezpiecznie" Tymczasem po przybyciu do szpitala Chen, który był wyraźnie wstrząśnięty - jak pisze AP - powiedział, że dyplomaci USA przekazali mu, iż jego rodzina zostanie wysłana przez władze do rodzinnej prowincji, jeśli on sam pozostanie w ambasadzie, a jego żona zostanie pobita na śmierć. - Chciałbym odpocząć gdzieś poza Chinami - powiedział dysydent i zaapelował ponownie do władz USA: "Pomóżcie mi i mojej rodzinie wyjechać bezpiecznie". - Ambasada obiecała mi, że ktoś (z personelu) będzie mi nieustannie towarzyszyć, ale gdy dostałem się na oddział (szpitalny) nie było tam ani jednego przedstawiciela ambasady, więc byłem bardzo rozczarowany - wyjaśnił Chen przez telefon. Agencja AP podaje, że nie udało się jak dotąd pogodzić sprzecznych relacji Chena i przedstawicieli amerykańskiej administracji. Według rzeczniczki Departamentu Stanu USA nikt z dyplomatów nie przekazywał Chenowi wiadomości o groźbach chińskich władz, a on sam wyszedł z amerykańskiej placówki w Pekinie dobrowolnie. Według przyjaciela dysydenta, Zenga Jinyana, Chen zrobił to jednak wyłącznie po to, by chronić rodzinę - podała wcześniej Associated Press. Ambasador USA: Nie naciskaliśmy na Chena, by opuścił ambasadę Ambasador USA w Pekinie powiedział w czwartek, że nie było żadnych nacisków na niewidomego chińskiego dysydenta Chen Guangchenga, by opuścił amerykańską placówkę. Gary Locke wyjaśnił także, że ambasada była gotowa spełnić wszystkie życzenia dysydenta. Tymczasem francuska agencja AFP poinformowała, powołując się na amerykańskie źródła, że Stany Zjednoczone gotowe są pomóc Chenowi, jeśli chce on opuścić Chiny. W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk - uciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA. W środę opuścił amerykańską placówkę, a ambasador USA w Pekinie Gary Locke eskortował go do szpitala, gdzie dysydent miał się spotkać z żoną dziećmi. Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał przez półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Dysydent spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze umieściły go w areszcie domowym, choć nie było ku temu podstaw prawnych.