Różne źródła podają, że w Rafah zabitych zostało od 10 do 22 Palestyńczyków. Ponad 50 osób jest rannych. - Twierdzenie, że był to przypadek rozmyślnego strzelania (do tłumu), jest fałszywe i całkowicie je odrzucam - oświadczyła w izraelskim radiu rzeczniczka wojskowa Ruth Jaron. Po dokładnym przeanalizowaniu materiału filmowego z masakry w Rafah okazało się, że izraelski helikopter odpalił jedną rakietę, która eksplodowała na pustym terenie, a nie w tłumie Palestyńczyków. Był to strzał ostrzegawczy mający odstraszyć tysiące manifestantów, kierujących się wprost na stanowiska żołnierzy. Zdaniem wojska, wśród demonstrantów byli też uzbrojeni bojówkarze, którzy kryli się za plecami cywilów. Widząc, że tłum idzie dalej, żołnierze oddali serie z ciężkich karabinów maszynowych i wystrzelili 3 pociski czołgowe w ścianę opuszczonego budynku. Przypuszczalnie odłamki jednego z nich przypadkowo trafiły w tłum. Ponadto w trakcie wcześniejszej dzisiejszej akcji zastrzelono czterech Palestyńczyków - według strony palestyńskiej zwykłych cywili. Armia izraelska twierdzi, że zabito ich podczas wymiany ognia. Oznacza to, że w ciągu ostatnich dwóch dni w Rafah, w ramach największej od lat izraelskiej interwencji wojskowej w Strefie Gazy, zginęło już co najmniej 46 Palestyńczyków. W dzielnicy Rafah, zwanej Tel Sultan, która uchodzi za ostoję palestyńskiego oporu zbrojnego, żołnierze wzywali bojowników do wychodzenia z białymi flagami w rękach, jeśli nie chcą, by zburzono ich domy. Według władz izraelskich, przygraniczny obóz w Rafah jest ośrodkiem przemytu broni, dostarczanej tam podziemnymi tunelami z terytorium Egiptu. Plany wyburzenia części obozu w celu stworzenia przygranicznej strefy bezpieczeństwa, kontrolowanej przez armię izraelską, wywołały powszechne protesty w świecie.