Według niego zamach nie udał się, ponieważ pociąg, którym podróżowała królewska para w rejonie Gór Błękitnych, z powodu licznych zakrętów poruszał się bardzo wolno. Dzięki temu duża kłoda drzewa położona na torach zaklinowała się w kołach lokomotywy i pociąg stanął po przejechaniu ok. 150 metrów. Na godzinę przed przejazdem królewskiego pociągu trasę bezpiecznie przejechała w celach kontrolnych specjalna lokomotywa. - Był to akt celowego sabotażu. Ciężką kłodę długości ponad dwóch metrów umieszczono na torach pod osłoną ciemności - twierdzi McHardy. - Gdyby pociąg jechał z normalną szybkością, wykoleiłby się i runął z nasypu" - dodał. McHardy ujawnił, że do incydentu doszło 29 kwietnia 1970 roku i został on zatuszowany, ponieważ nie chciano go nagłaśniać i stwarzać trudnej sytuacji dla królewskiej pary i australijskiego rządu. 44-letnia wówczas Elżbieta II podróżowała pociągiem z Sydney do miejscowości Orange w prowincji Nowa Południowa Walia. W kręgu podejrzanych prasa wskazuje na australijskich antymonarchistów i IRA. Pałac Buckingham oświadczył, że w swoich kronikach nie ma wzmianki o tym incydencie. Ani Elżbieta II, ani książę Filip nie zostali o nim poinformowani.