Piraci przetrzymują jeszcze siedmiu marynarzy, w tym polskiego kapitana statku. Sztab kryzysowy armatora ma z nimi regularny kontakt telefoniczny. Ich stan fizyczny jest dobry, ale są w szoku. Beluga Nomination z 12-osobową załogą został zaatakowany przez piratów 22 stycznia w odległości około 700 km na północ od Seszeli. Po dwóch dniach piraci przejęli kontrolę nad jednostką i obrali kurs na Somalię. 26 stycznia doszło do dramatycznej próby odbicia frachtowca przez duńską fregatę HDMS Esbern Snare oraz łódź patrolową Seszeli. Wówczas - według bremeńskiego armatora - piraci zastrzelili dwóch członków załogi. Kolejny marynarz, główny mechanik statku, wyskoczył za burtę i najprawdopodobniej utonął. Dwaj członkowie załogi zdołali uciec na łodzi ratunkowej i zostali podjęci przez duńską fregatę. Wcześniejsze komunikaty Beluga Shipping informowały, że porywacze zastrzelili jednego marynarza, zaś dwóch zaginęło po próbie ucieczki. - Jesteśmy wstrząśnięci i oburzeni - oświadczył szef Beluga Shipping Nils Stolberg. - Brutalność i okrucieństwo porywaczy są niewyobrażalne - dodał. Stolberg zapewnił, że armator robi wszystko, co możliwe, by jak najszybciej doprowadzić do uwolnienia frachtowca i "położyć kres męczarniom, które przeżywają marynarze". W niedzielę rzeczniczka firmy Beluga Group Verena Beckhusen potwierdziła informacje Radia Brema, że do armatora zgłosiła się osoba, podająca się za pośrednika porywaczy i przedstawiła warunki uwolnienia frachtowca. Beckhusen nie ujawniła szczegółów. Armator poinformował też, że postanowił ze skutkiem natychmiastowym zatrudniać na swoich frachtowcach prywatnych ochroniarzy, by zapewnić lepszą ochronę załogom. Niektóre statki na Oceanie Indyjskim zostały skierowane na szlak wokół Przylądka Dobrej Nadziei, aby ominąć strefę zagrożenia u wybrzeży Rogu Afryki. Po porwaniu Beluga Nomination Stolberg ostro skrytykował unijną misję wojskową Atalanta, która ma za zadanie chronić szlaki handlowe wokół Rogu Afryki. Zaatakowany frachtowiec przez dwa dni na próżno czekał na pomoc misji.