Japońska prasa donosi, że w ubiegłym roku tylko w prowincji Okinawa na południu kraju było ponad 7000 takich przypadków. A to jedynie zgłoszone interwencje, w których siły porządkowe brały udział. Dziennik "Mainichi" wskazuje nawet, że do publicznego obiegu weszło specjalne słowo, które opisuje ten fenomen. To "rojo-ne", co oznacza "spanie na ulicy". I jakkolwiek przyznaje, że wiele z tych przypadków dotyczy osób będących pod wpływem alkoholu albo środków odurzających, to powody tak masowego zjawiska są jednak w dużej części niezbadane. Co ciekawe, wśród praktykujących tę nietypową formę odpoczynku odnotowano wiele kobiet, a ludzie nierzadko rozbierają się, myśląc, że przyszli do domu i kładą się do łóżka. Szef lokalnej policji z Okinawy Tadataka Miyazawa mówi, że na 7221 takich przypadków, do których w ubiegłym roku zostały wezwane służby, szesnaście dotyczyło różnych uszkodzeń ciała, a trzy osoby poniosły śmierć, niezauważone dostatecznie szybko przez nadjeżdżające samochody. W tym roku, nawet z powodu ograniczeń związanych z koronawirusem, sytuacja wcale nie jest lepsza. Od stycznia do czerwca pojawiło się 2702 podobnych wezwań, mniej więcej tyle, ile w analogicznym okresie 2019 roku. Zasypiając na drodze można teraz narazić się na karę w wysokości nawet 50 tys. jenów, czyli ok. 400 euro.