Wprawdzie krytykują go politycy ze ścisłego kierownictwa SLD, jednak partyjne "doły" chwalą zachowanie mazowieckiego barona. Dlaczego tak się dzieje? Teorii co do źródeł politycznego sukcesu i siły Mariusza Łapińskiego jest bardzo wiele. Większość rozmówców RMF wskazuje jednak na jego politycznego patrona i duchowego ojca - Leszka Millera. To on desygnował Łapińskiego na szefa mazowieckiego SLD i on roztacza nad nim parasol ochronny. Panowie przyjaźnią się ze sobą od wielu lat. Lokalnym działaczom podoba się także osobowość i sposób działania Łapińskiego: - Ostrość i bezpardonowość, także w stosunku do mediów. Taka osobowość może być atrakcyjna dla niektórych - komentuje ze smutkiem Józef Oleksy. Sam mocno krytykuje Łapińskiego. Nieliczni działacze mazowieckiego SLD, którzy zgodzili się rozmawiać z RMF - tylko bez mikrofonu - mówią, że baron Łapiński szkodzi partii i trzeba go zmienić. Sami w to jednak nie wierzą. Dlaczego? O tym słuchaj w relacji warszawskiej reporterki RMF Miry Skórki: - Najskuteczniejsza metoda, to metoda łagodnej perswazji - tak premier Leszek Miller odpowiedział dzisiaj w Sejmie na pytanie dziennikarzy, co zrobił Mariuszowi Łapińskiemu, że tak "spokorniał". W wydanym dzisiaj oświadczeniu były minister zdrowia przeprosił rzetelnych dziennikarzy, jednocześnie napisał jednak, że media "wypaczały" jego słowa. - Nie jest tajemnicą, mieliśmy wczoraj spotkanie z panem posłem Łapińskim i odradzałem mu kontynuowanie wojny z mediami. Uważam, że teza, iż dziennikarze zagrażają polskiej demokracji, jest po prostu niemądra - tłumaczył Miller. - Czekam na stanowisko organów, które prowadzą w tej sprawie dochodzenie. Państwo rozumieją, że decyzje powinny być podejmowane wtedy, kiedy fakty są ustalone. Jeżeli tylko otrzymam stosowne raporty, to będzie to dla mnie materiał do podjęcia decyzji - powiedział. Prokuratura bada sprawę doniesień o nieprawidłowościach, jakie miały mieć miejsce w ministerstwie zdrowia w czasie, gdy jego szefem był Łapiński. Najpierw Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a potem prokuratura zajęły się sprawą po artykule w "Rzeczpospolitej" pt. "Leki za milion dolarów". Według gazety, były szef gabinetu Łapińskiego, Waldemar Deszczyński, w 2002 roku - w czasie, gdy pełnił tę funkcję - miał żądać milionów dolarów łapówki od koncernu farmaceutycznego w zamian za umieszczenie jego leków na liście refundacyjnej. Premier, zapytany przez dziennikarzy, kiedy po raz pierwszy usłyszał o sprawie Deszczyńskiego, powiedział, że "niedawno, jak 'Rzeczpospolita' o tym napisała". Indagowany, czy wcześniej nie miał żadnych sygnałów, np. z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że "może być coś na rzeczy", powiedział, zwracając się do dziennikarzy: - Czy państwo naprawdę sądzą, że prezes Rady Ministrów szczegółowo np. interesuje się pracą gabinetów politycznych ministrów? Przecież to absurd. Dziennikarze dociekali, czy szef ABW Andrzej Barcikowski niczego nie sygnalizował, a premier oznajmił, iż "pan minister Barcikowski sygnalizował temu, komu powinien, czyli ówczesnemu ministrowi". - Jakiemu ministrowi? - pytali dziennikarze. - Mariuszowi Łapińskiemu - odparł premier.