Francuski rząd rzuca na szalę swój autorytet, walcząc o Konstytucję Europejską, ale przeciwników jej przyjęcia jest coraz więcej. W tej sytuacji premier Luksemburga, kraju, który przewodniczy obecnie obradom Unii, rzucił pomysł, że jeśli wyniki referendów w poszczególnych krajach będą niepomyślne, to zamiast wyrzucać projekt konstytucji do kosza, należy powtórzyć głosowania. - Wygrana przeciwników ustawy zasadniczej byłaby katastrofą dla całej Unii - powiedział Jean-Claude Juncker, premier Luksemburga. Czy rzeczywiście są szanse na powtórzenie referendum? Do głosowania nad Konstytucją Europejską we Francji dochodzi w najgorszym dla francuskiego rządu możliwym momencie. W rankingach popularności prezydent Jacques Chirac i premier Jean-Pierre Raffarin biją rekordy niskich notowań. Bezrobocie, o czym nieustannie przypominają media, przekroczyło 10 proc., a nastroje społeczne są złe. W ciągu dwóch tygodni poprzedzających głosowanie rząd rozesłał do wszystkich gospodarstw domowych egzemplarze konstytucji, ale sceptycy podsumowali akcję słowami: "Zrozumieliśmy, że jest to całkowicie niezrozumiałe". W rękach francuskich wyborców jest decyzja, co dalej z konstytucją UE. Żaden z komentatorów nie dopuszcza myśli, że traktat wejdzie w życie, jeśli odrzuci go Francja, która od początku jest motorem europejskiej integracji. Premier Raffarin konsekwentnie deklaruje, że jest optymistą i liczy na głosy tych, którzy pójdą do urn, ale jeszcze nie wiedzą, jak będą głosować. To około 20 proc. wyborców. Twierdzi, że w razie zwycięstwa "nie", Francuzi nie będą mieli drugiej szansy, a o renegocjacji traktatu nie ma mowy.