Występując w sztabie wyborczym partii, po ogłoszeniu rezultatów exit poll i pierwszych nieoficjalnych wyników z komisji wyborczej, Aleksander Vuczić powiedział: "Otrzymaliśmy największe w historii poparcie narodu, głosowało na nas ponad dwa miliony wyborców, zdecydowana większość z trzech milionów trzystu tysięcy, którzy przyszli głosować. Zwyciężyliśmy wszędzie, nawet tam, gdzie wcześniej przegrywaliśmy. Wygraliśmy w Berlinie, Nowym Jorku. W Moskwie otrzymaliśmy 57 proc. głosów, a w Soczi 95 proc.". Niedzielne głosowanie w Serbii to pierwsze wybory, jakie odbywają się w Europie po wybuchu pandemii koronawirusa. Pierwotnie były one zaplanowane na kwiecień. Drugie miejsce zajęła koalicyjna Socjalistyczna Partia Serbii (10,3 proc. głosów), a trzecie Sojusz Patriotyczny Serbii (3,9 proc. głosów). Frekwencja przekroczyła 45 proc. Wyniki głosowania nie są zaskoczeniem. Poparcie dla partii rządzącej w przedwyborczych sondażach było wysokie, a większość opozycji zbojkotowała głosowanie w proteście przeciwko zagrożeniu zdrowia i brakowi demokratycznych standardów kampanii. Opozycyjni politycy i organizacje pozarządowe zajmujące się monitorowaniem działań władzy wielokrotnie oskarżały Vuczicia i jego partię o zapędy autorytarne, używanie przemocy wobec przeciwników politycznych, oszustwa wyborcze, korupcję, nepotyzm i powiązania ze zorganizowaną przestępczością, co zawsze spotykało się z gwałtownym zaprzeczeniem. Kampania wyborcza z powodu ograniczeń przeciwepidemicznych przebiegała głównie w telewizji, przy czym krytycy rządów Vuczicia zarzucają mu m.in. poważne ograniczanie wolności mediów. Serbia przeszła od bardzo rygorystycznych obostrzeń z powodu pandemii do prawie całkowitego ich zniesienia na początku czerwca. Według przeciwników prezydenta stało się to tylko po to, by Vuczić mógł przeprowadzić wybory - pierwotnie zaplanowane na kwiecień i przełożone z powodu pandemii - i umocnić swoją władzę.