Przypomnijmy, że gwałtowny i głęboki kryzys w stosunkach holendersko-tureckich, był dla Partii na rzecz Wolności niespodziewanym "dobrodziejstwem". Starcia holenderskich policjantów z tureckimi migrantami na ulicach Rotterdamu zostały skwapliwie wykorzystane przez Wildersa do poprawienia wyników w sondażach. Jak zauważa dziennik "The Independent", holenderscy nacjonaliści otrzymują także inne wsparcie. Jego źródło leży w zaskakującym miejscu, bo w Waszyngtonie. Republikański kongresmen Steve King nie ukrywa w swojej wypowiedzi na Twitterze, że wygrana Wildersa bardzo leży mu na sercu, a kontrowersyjne poglądy szefa Partii na rzecz Wolności są mu bliskie. "Wilders ma świadomość, że kultura i demografia są naszym przeznaczeniem. Nie możemy odbudować naszej cywilizacji przy pomocy cudzych dzieci" - napisał. W jednym z wywiadów stwierdził natomiast, że "oczekuje od administracji Donalda Trumpa zaangażowania się we współpracę z takimi osobami, jak pan Wilders". Znany z głęboko konserwatywnych poglądów King nie jest jedynym admiratorem Wildersa w gronie Republikanów. Co więcej, związki amerykańskiej prawicy z holenderskim politykiem sięgają wielu lat wstecz. W ciągu ostatnich kilku lat Wilders co najmniej sześciokrotnie odwiedzał Stany Zjednoczone. W listopadzie 2015 roku Holender był gościem odbywającego się na Florydzie zjazdu konserwatystów, który zorganizował oskarżany o rasizm i niechęć do muzułmanów prawicowy pisarz David Horowitz. "[Wilders] to bohater najważniejszej bitwy naszych czasów, bitwy o wolność słowa" - chwalił antyislamskiego polityka. Gościem zjazdu był również Jeff Sessions, ówczesny senator z Alabamy, a obecnie prokurator generalny Stanów Zjednoczonych. Obecny był także inny dziś bliski współpracownik Donalda Trumpa. Mowa o Stephenie Millerze, starszym doradcy prezydenckim, który ze względu na wpływy w Białym Domu określany jest mianem "cienia prezydenta". Ciepłe słowa i wspólne spotkania to jednak nie jedyne wsparcie, jakiego Wildersowi udzielają amerykańscy Republikanie. Kierowana przez Horowitza organizacja Freedom Centre obdarowała szefa Partii na rzecz Wolności w sumie kwotą 150 tysięcy dolarów. Natomiast prawicowy think-tank Middle East Forum wpłacił poważną sumę na fundusz przeznaczony na sądową obronę oskarżonego o rasistowskie wypowiedzi Wildersa. Wreszcie prawicowe organizacje Gatestone Institute i International Freedom Alliance Foundation finansowały podróże Wildersa do Stanów Zjednoczonych. To właśnie w trakcie tych wizyt Holender - jeszcze w 2009 roku - wspominał o konieczności zaostrzenia kontroli muzułmanów przybywających do Stanów Zjednoczonych, deportacji tych, którzy nie przeszli kontroli, a nawet wprowadzeniu zakazu wjazdu. Dziś te sugestie stały się podstawą polityki Trumpa w stosunku do migrantów. Jak zauważa "The Independent", Wilders to nie jedyny europejskie polityk, na którego przychylnym okiem patrzą prawicowo-konserwatywne środowiska republikańskie. Popularnością cieszy się również Marine Le Pen czy członkowie otwarcie antyislamskiej Alternatywy dla Niemiec. Wkrótce wybory będą miały miejsce właśnie we Francji i w Niemczech. Tamtejsi eurosceptycy i przeciwnicy przyjmowanie migrantów bez wątpienia mogą liczyć na aprobatę najbardziej prawicowej części administracji Trumpa. Tym samym europejscy radykałowie będą wspierani nie tylko przez chcący nadkruszyć europejską jedność Kreml, ale też i Biały Dom, który chciałby widzieć Stary Kontynent przeobrażony na podobieństwo Ameryki Trumpa.