Rosalia, mieszkanka Republiki Dominikańskiej, jechała do Santiago de Compstela, żeby zrobić niespodziankę siostrze, Laura obroniła pracę dyplomową i wracała do domu, Chema nie chciał się spóźnić na ślub kolegi, a Enrique - udawał się do brata, na chrzciny jego córki. Ich rodziny zostały już oficjalnie poinformowane o zgonie, podobnie jak 56 innych innych rodzin. Bliscy ofiar i poszkodowanych domagają się prawdy o tragedii. - Chcemy znać przyczynę katastrofy, przede wszystkim po to, żeby podobne nieszczęście nie mogło się powtórzyć - apelował mężczyzna, którego siostrzeniec jest w krytycznym stanie. Od dzisiaj kulisy zajścia badają dwie komisje: sądowa i kolejowa. Odnaleziono też czarną skrzynkę na podstawie której będzie można ustalić prędkość, z jaką jechał pociąg. Na zakręcie, na którym doszło do tragedii, nie powinna była ona przekroczyć 80 km/godzinę. Przypomnijmy: do wypadku doszło w środę o godz. 20.42, około czterech kilometrów od stacji Santiago de Compostela. Pociąg jechał z Madrytu do El Ferrol nad Oceanem Atlantyckim, podróżowało nim 247 ludzi. Zginęło co najmniej 80 osób, liczba ofiar śmiertelnych może jeszcze wzrosnąć. 94 osoby są ranne, 35 z nich jest w stanie krytycznym. Katastrofa wydarzyła się w przeddzień uroczystości św. Jakuba w Santiago de Compostela, które jest ośrodkiem kultu tego świętego. Z powodu żałoby odwołano wszelkie obchody. Żałoba potrwa trzy dni w całej Hiszpanii, a siedem dni w regionie Galicia. Media podały, że był to pierwszy w Hiszpanii wypadek, do którego doszło na torach przystosowanych do szybkich kolei. Katastrofa jest zarazem największą tragedią na kolei w Hiszpanii od 1944 roku, kiedy to w zderzeniu pociągu z lokomotywą na trasie Madryt-Galicia zginęło ok. 100 osób. Ewa Wysocka - Barcelona