"Wódz przygotowywał się do ostatecznej bitwy. Sprzedał wszystkie swoje rzeczy, aby móc wykonać swoje wielkie zadanie. Chciał wziąć udział w ostatecznej bitwie i uratować Niemcy. Chciał wokół siebie prawdziwych mężczyzn, zahartowanych i zdeterminowanych" - piszą dziennikarki gazety "Sueddeutsche Zeitung" w reportażu poświęconym Wernerowi S., oskarżonemu o planowanie ataków na polityków, osoby ubiegające się o azyl i muzułmanów . "Jego ludzie wierzyli, że mają do czynienia z bardzo wyjątkowym człowiekiem. Urodzonym przywódcą. Takim, który pokaże muzułmanom i uchodźcom w Niemczech, że nie mają tu czego szukać. Byli pod takim wrażeniem Wernera S., że jeden z nich, który był śmiertelnie chory, zaproponował przywódcy, że poświęci się jako zamachowiec-samobójca". "Nie mogę się doczekać zmiany i wielu nieszczęsnych ciał przy krawężniku" - napisał kiedyś Werner S. Prawdopodobnie znalazł już handlarza bronią, zamówił kałasznikowy. Uzgodniono również, ile jest gotów zapłacić za broń: do 5000 euro. Planowali ataki na meczety i domy uchodźców Kiedy śledczy dowiedzieli się o tych planach, nie chcieli dłużej czekać. Policja zaatakowała 14 lutego i rozbiła "Grupę S.". Według prokuratury federalnej Werner S. w przeciwnym razie poprowadziłby swoich ludzi do zbrojnego ataku na meczety i domy dla uchodźców. Teraz, po dziewięciu miesiącach intensywnych śledztw, prokurator generalny wniósł akt oskarżenia. Śledczy uważają grupę S. za prawicowych terrorystów, którzy chcieli zachwiać porządkiem społecznym Republiki Federalnej Niemiec. "Grupa zebrała się jesienią 2019 roku, przywódcą był Werner S., a jego prawą ręką Tony E. 12 mężczyzn chciało wyegzekwować swoją prawicową ekstremistyczną ideologię poprzez skoordynowane ataki na polityków, osoby ubiegające się o azyl i muzułmanów. Poprzez ataki pojedynczych sprawców lub w małych grupach w celu zabicia lub zranienia jak największej liczby osób. To miało wywołać wojnę domową" - pisze "Sueddeutsche Zeitung". Śledczy: Szykował się do zbrojnego powstania Takie grupy pojawiają się raz po raz, na przykład "Rewolucja Chemnitz", która chciała zapoczątkować rewolucję w Berlinie w 2018 roku i w ramach "próby" zaatakowała młodych ludzi na pikniku w Chemnitz. Albo "Freital Group", która w 2015 i 2016 roku wielokrotnie atakowała domy dla uchodźców i alternatywne projekty mieszkaniowe w pobliżu Drezna, używając samodzielnie wykonanych materiałów wybuchowych. Członkowie obu grup zostali skazani na kary do dziesięciu lat więzienia za utworzenie grupy terrorystycznej. "Z drugiej strony 'Grupa S.' nie zorganizowała jeszcze żadnych ataków. Ale granica między popisywaniem się a prawdziwym niebezpieczeństwem jest często niewielka. Kiedy jest mowa o konkretnym uzbrojeniu, szybkość reakcji ma kluczowe znaczenie" - informuje "Sueddeutsche Zeitung". Śledczy są przekonani, że Werner S. przygotowywał się do zbrojnego powstania. Wśród jego rzeczy znaleźli nie tylko zdjęcia Adolfa Hitlera, magazyny SS, naklejki Freikorps i listę członków Antify, ale także stalowy pręt, sklejone baterie, metalowe rury, wszystko, czego potrzeba do przygotowania bomb rurowych. Do tego półautomatyczny, działający pistolet schowany w pudle. Werner S. przebywa w areszcie. Prokuratorzy uważają S. za przywódcę grupy terrorystycznej. Od marca będzie musiał odpowiadać przed Wyższym Sądem Okręgowym w Stuttgarcie. Grozi mu do 10 lat więzienia. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji ostrzega, że w grupach, które działają jako "ugrupowania straży obywatelskiej", mogą rozwinąć się tendencje do prawicowego potencjału terrorystycznego. "Wydaje się, że nastąpiło płynne przejście od nawoływania do tworzenia 'grup straży obywatelskiej' do nieautoryzowanego popierania bezpieczeństwa i porządku poza państwowym monopolem, a nawet do brutalnych działań" - pisze Federalny Urząd Ochrony Konstytucji. Z Berlina Berenika Lemańczyk