Na wtargnięcie rosyjskich samolotów wojskowych w przestrzeń powietrzną nad Morzem Północnym, Bałtykiem i Morzem Czarnym NATO ze swej strony zareagowało poderwaniem myśliwców należących do sił powietrznych Norwegii, Wielkiej Brytanii, Portugalii, Niemiec i Turcji. Reakcja na twardy kurs Zachodu "Nie wiadomo, czy loty te są reakcją Rosji na twardy kurs Zachodu", pisze "Spiegel-Online". "Polska zapowiedziała ostatnio wzmocnienie swoich wojsk na wschodzie kraju. W obliczu kryzysu ukraińskiego także NATO wzmogło swoją aktywność militarną, chcąc zamanifestować w ten sposób swoją solidarność ze wschodnimi członkami Sojuszu, mającymi uczucie zagrożenia ze względu na aneksję Krymu przez Rosję i walki na wschodzie Ukrainy". "Rosja sięga po groźby" - pisze komentator portalu n-tv. "Przesłanie Rosji brzmi: Moglibyśmy, gdybyśmy chcieli. Taką strategię Rosja realizuje już od dłuższego czasu. Tak można pojmować również cały kryzys ukraiński: jeżeli Zachód nie spełni naszych żądań, będziemy dalej mącić". Komentator rozważa, dlaczego Rosja jest tak agresywna, i dochodzi do wniosku, że czuje się zagrożona poszerzaniem się obszaru NATO na wschód. "A poza tym Rosja demonstruje swoją siłę, bo jest słaba. Właściwie jest to sprzeczność, ale takie zachowanie jest znane nie tylko w polityce międzynarodowej. Rosja, jak już często w swej długiej historii, jest kolosem na glinianych nogach. Sankcje Zachodu boleśnie ją trafiają, rubel leci na łeb na szyję, a cena ropy spadła do nieprzyjemnie niskiego poziomu. A Rosja wciąż jeszcze nie jest rozwiniętym, uprzemysłowionym krajem, tylko żyje ze sprzedaży surowców naturalnych". Chcą się pozbyć sankcji "Kreml wysyłając bombowce i myśliwce w obszar Europy Zachodniej pokazuje, że mimo wszystko Rosja chce być traktowana serio - jeżeli już nie jako potęga gospodarcza, to chociaż jako zagrożenie militarne. To powtórka z zimnej wojny". Portal n-tv interpretuje prowokację Rosji także jako próbę zmuszenia UE i Stanów Zjednoczonych do podjęcia rokowań w sprawie zniesienia sankcji. "A ponieważ także Zachód nie jest zainteresowany utrzymaniem w nieskończoność sankcji, uderzających w jego ogromny wschodni rynek, na krótszą czy dłuższą metę, wreszcie to nastąpi. (...) Tak więc rosyjskie prowokacje nie stanowią żadnego niebezpieczeństwa. (...) Jeżeli wszyscy zachowają teraz zimną krew, takie manewry pozostaną epizodami, trzeba przyznać, dość napiętej fazy w historii relacji Rosji z Zachodem. Jeżeli któregoś z pilotów zawiodłyby jednak nerwy, nagle wszystko mogłoby się odwrócić". Testują czas reakcji "Die Welt" pisze, że "Te ostatnie incydenty wtapiają się w nowy, agresywny schemat rosyjskich sił zbrojnych, który można obserwować już od dłuższego czasu. »Rosjanie już od lat testują nasze granice przestrzeni powietrznej«, jak stwierdzono w kołach NATO. Przy czym takie groźne przybliżanie się do przestrzeni powietrznej poszczególnych państw Sojuszu tylko przybrało na częstotliwości i intensywności, i bierze w nich udział większa liczba samolotów, niż bywało to kiedyś. Jak zaznaczył rzecznik NATO w rozmowie z »Voice of America«: »Poziom tych prowokujących lotów przypomina okres apogeum zimnej wojny«". "Die Welt" pisze także o sekretarzu generalnym NATO Jensie Stoltenbergu, który wspominał o zmianie zachowania Rosji w wywiadzie dla "Wall Street Journal" i zaznaczył, jak ważny jest dla państw Europy wschodniej plan "Readiness Action Plan". "Już teraz NATO ma w tym regionie pięciokrotnie więcej samolotów w powietrzu niż jeszcze przed rokiem i więcej okrętów zarówno na Morzu Bałtyckim jak i Czarnym. Eksperci wojskowi interpretują zazwyczaj przeloty rosyjskich bombowców w pobliżu przestrzeni powietrznej Sojuszu jako gesty mające zastraszyć Sojusz i jako próby systematycznego testowania szybkości reakcji NATO w przypadku agresji". opr. Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle