"Ogłoszenie przez Organizację Narodów Zjednoczonych dnia wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau oficjalnym dniem pamięci było dobrą i słuszną decyzją. Jest przynajmniej jeden dzień w roku, kiedy wymordowanie europejskich Żydów musi stać się sprawą publiczną" - czytamy w dzienniku "Die Welt". Autor dodaje jednak od razu, że jest to niewiele więcej niż gest. "Pokazuje bowiem, że upamiętnienie nie było oczywiste, nie pochodziło z praktyki powszedniego życia, ale wymagało oficjalnej decyzji. Przy całej dobrej woli, która z pewnością jest również obecna, taki dzień upamiętnienia jest rytuałem. I jak każdy rytuał służy uspokojeniu sumienia" - ocenia gazeta. Tymczasem rzeczywistość wymaga czegoś innego: mobilizacji i działania - zauważa "Reutlinger General-Anzeiger" z Badenii-Wirtembergii. "Auschwitz jako zenit zła, najokrutniejsza zbrodnia w historii ludzkości - taka retoryka dla upamiętnienia 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego na polskiej ziemi jest jak najbardziej wskazana. Ale już nie wystarczy, żeby wywołać refleksję. Oprócz wypowiadania słów, politycy muszą też zadbać o to, aby Żydzi mogli bez strachu spotykać się w synagogach. Będą oceniani na podstawie tego, czy potrafią skutecznie zapobiegać wszelkim przejawom rasistowskiej przemocy" - pisze dziennik. Wtóruje mu opiniotwórcza "Neue Osnabruecker Zeitung" z Dolnej Saksonii, która z ubolewaniem konstatuje, że lekcje historii blakną. "75 lat po Auschwitz uczniowie nie tylko zadają krytyczne pytania, ale także kwestionują fakty historyczne, relatywizują je" - pisze gazeta. Wśród możliwych środków zaradczych wymienia obowiązkowe wizyty w miejscach pamięci. "Ale są też inne sposoby. Może to być wizyta w najbliższej synagodze. Mogą to być historie (opowiadane przez) potomków ocalonych" - proponuje "NOZ". Z kolei "Nordwest-Zeitung" z Oldenburga ostro krytykuje rozdźwięk między słowami niemieckich polityków a ich działaniami. "Piękne wypowiedzi (szefa dyplomacji) Heiko Maasa czy prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera są tylko pustymi słowami, jeśli Niemcy - jak to miało miejsce w listopadzie 2019 roku - popierają siedem rezolucji ONZ skierowanych przeciwko państwu żydowskiemu. To puste słowa, gdy nasz kraj dąży do przyjaznych stosunków z mułłami w Iranie, których celem jest unicestwienie Izraela. Izrael rozumie słowa 'Nigdy więcej!' w dużo bardziej konkretny sposób niż Niemcy. Symbolizują to odrzutowce F-15 izraelskich sił powietrznych przelatujące nad Auschwitz. To one - a nie słowa z Niemiec - gwarantują to 'Nigdy więcej'" - ocenia dziennik. "Maerkische Oderzeitung" z Frankfurtu nad Odrą analizuje tymczasem postawę niemieckiego społeczeństwa wobec historycznej odpowiedzialności. "Wcale niemała grupa Niemców uważa, że ich kraj uprawia mniej albo bardziej narzucony z zewnątrz 'kult winy'. Płaci za minione zbrodnie, za które nie ponosi odpowiedzialności. Co można na coś takiego odpowiedzieć poza: jak śmiecie?" - pyta retorycznie dziennik. Z Berlina Artur Ciechanowicz