Jednocześnie media w Niemczech surowo rozliczają swój kraj z niewypełniania zobowiązań wobec Sojuszu. "Dzień w dzień NATO wykonuje mnóstwo istotnych zadań w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa: od Kabulu po Macedonię Północną. Przede wszystkim daje jednak członkom poczucie bezpieczeństwa poprzez zobowiązanie do wzajemnej pomocy" - pisze lewicowo-liberalny dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Według monachijskiej gazety to, co dzieje się w Sojuszu, jest bardzo dokładnym wskaźnikiem układu sił na arenie międzynarodowej. "Właśnie teraz NATO jest miejscem, w którym toczy się debata na temat najważniejszych od II wojny światowej kwestii dotyczących ładu światowego: kto jest czyim sojusznikiem? Za czym opowiada się Sojusz? I, kto ponosi jakie koszty? Jak nigdy przedtem toczy się walka o to credo" - ocenia dziennik. "Reutlinger General-Anzeiger" jest zdania, że niezależnie od aktualnych sporów nic nie może przesłonić niebywałego sukcesu, jakim jest historia Paktu Północnoatlantyckiego. "Sytuacja NATO jest dużo lepsza, niż mogłoby się wydawać na podstawie prowadzonych debat" - pisze gazeta z Badenii-Wirtembergii, na południu Niemiec. "Sojusz odpowiada na wyzwania ze Wschodu. Retoryka Trumpa to jedno, a wiarygodność sojuszniczych zobowiązań USA, zupełnie co innego. Dużo jest do zrobienia, ale tak było zawsze" - uzasadnia. Berliński "Tagesspiegel", wychodząc od rocznicy, skupia się na - jego zdaniem - pozostawiającej wiele do życzenia roli Niemiec w polityce międzynarodowej. Argumentuje przy tym, że niecałe 30 lat po zjednoczeniu kraju, to najwyższy czas, by skończył się okres ochronny i by można było mówić o obowiązkach Berlina bez owijania w bawełnę. "Niezależnie od tego, czy w NATO, czy w UE, czy w ONZ - Niemcy uchodzą za egoistów. Nawet bez ataków Trumpa wiadomo, że stopień, w jakim RFN przyczynia się do zachowania pokoju w Europie, jest znacząco poniżej oczekiwań" - pisze dziennik. "To, czego nie wymagano w czasach podziału na RFN i NRD, jest teraz jasnym oczekiwaniem: Niemcy powinny wziąć na siebie swoją część odpowiedzialności. Wyraźnie jednak widać, że Niemcy, nie uświadomiły sobie jeszcze, jakie spoczywają na nich obowiązki. Ze względu na wielkość, potencjał gospodarczy i położenie geograficzne w środku Europy" - dodaje. Niemcy od dawna są krytykowane - głównie przez administrację Donalda Trumpa - za przeznaczanie zbyt niskiego odsetka PKB na obronność. W 2014 roku podczas szczytu w Newport państwa Sojuszu zobowiązały się, że w ciągu 10 lat będą podnosić wydatki na cele wojskowe do 2 proc. PKB rocznie. Niemcom trudno będzie spełnić nawet własną późniejszą obietnicę - 1,5 proc. Zwiększanie środków przeznaczanych na obronność jest niepopularne wśród lewicowego, antyamerykańskiego, pacyfistycznego elektoratu. Ma on duży potencjał w RFN. Walcząca o jego względy, współrządząca w Niemczech socjaldemokracja, której polityk Olaf Scholz kieruje resortem finansów, nie jest zatem skora do zwiększania budżetu Bundeswehry. Założenia planów budżetowych na lata 2020-2023 przewidują wręcz obniżenie odsetka PKB przeznaczanego na obronność. Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)