Syria stosowała w produkcji gazów bojowych urządzenia i chemikalia dostarczone przez niemieckie firmy - informację tę przekazała niemieckiemu rządowi międzynarodowa Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW), donoszą rozgłośnia "Norddeutscher Rundfunk" i dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Zarzuty bada prokuratura generalna. OPWC przesłała niemieckiemu ministerstwu spraw zagranicznych listę ponad 50 dostaw, jakie w latach 1982-1993 dotarły z Niemiec do Syrii. Na liście znajdują się szczegółowe informacje, jaka firma dostarczała jakich części instalacji i surowców do produkcji gazów bojowych. Były to m.in. urządzenia sterujące i kontrolne, pompy, zawory, wyłożone teflonem przewody. Także 2400 ton kwasu siarkowego, który może posłużyć do produkcji sarinu, od którego 21 sierpnia 2013 zginęło pod Damaszkiem ponad 1400 osób. Kontrolerzy OPCW znaleźli nawet dwa niemieckie szkice instalacji do wstępnej produkcji sarinu. Obok Niemiec na listach OPWC figuruje też szereg firm z innych krajów, w tym z Chin, Rosji, Francji, USA, Libanu czy Indii. Do tej pory tylko raz, we wrześniu ubiegłego roku pojawiło się w Niemczech podejrzenie, że dostawy z Niemiec do Syrii mogły się nadawać do produkcji broni chemicznej. Teraz nie chodzi już o pytanie, czy dostawy z Niemiec przeznaczone były do produkcji "pasty do zębów czy gazu bojowego", tylko o "bezpośredni udział niemieckich firm w produkcji broni chemicznej", uważa poseł Lewicy i ekspert ds. kontroli zbrojeń Jan van Aken. Żadnych kontroli Rząd Niemiec wskazuje, że w niemieckich dostawach chodziło o towary i technologie tzw. podwójnego zastosowania (dual-use), które mogą zostać wykorzystane zarówno dla celów cywilnych, jak militarnych. Jednocześnie Berlin zaznacza, że dostawy te miały miejsce w latach, w których eksport ani nie wymagał specjalnych zezwoleń, ani nie podlegał szczegółowym kontrolom. Kontrole te zostały wprowadzone dopiero w połowie lat 80. Zdaniem van Akena, jeżeli mowa o eksporcie po 1985 roku, z pewnością część była nielegalna albo za zezwoleniem niemieckiego rządu. - Tym bardziej trzeba opublikować listę OPWC i szczegółowo zbadać jej poszczególne punkty - twierdzi polityk Lewicy. "Kto przykłada się do budowy zagranicą fabryk chemicznych, nie może tego robić anonimowo" - przytacza jego wypowiedź "Handelsblatt". "Sueddeutsche Zeitung" przypomina natomiast, że na sarinie ciąży ponure niemieckie piętno. Został rozwinięty w 1938 roku przez koncern chemiczny IG Farben. Tajemnice służbowe "Chodzi o tajemnice służbowe" - cytuje "Sueddeutsche Zeitung" komentarz niemieckiego rządu. "Już opublikowanie nazw firm w związku z dyskusją wokół syryjskiej broni chemicznej może mieć dla nich poważne skutki, łącznie z zagrożeniem ich egzystencji". Firmy, które w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej uwikłane były w skandal z eksportem broni do Iraku, już nie istnieją. Po kontrolach przeprowadzonych przez inspektorów ONZ i międzynarodowej presji, dostawcy broni dla Husajna nie tylko splajtowali, ale także stanęli przed sądem. Podobny los może spotkać firmy zaangażowane w eksport do Syrii komentuje "Handelsblatt". Ministerstwo spraw zagranicznych przekazało listę OPWC do federalnego prokuratora generalnego. Ten bada teraz, czy wobec odpowiedzialnych w wymienianych firmach można otworzyć procedury karne. Wątpliwe jednak, czy może dojść do sprawy sądowej. W sprawach dotyczących naruszenia ustawy o kontroli eksportu broni okres przedawnienia wynosi dziesięć lat. Jan van Aken nie kryje oburzenia. - To niedopuszczalne, żeby jakaś niemiecka firma mogła być w wielkim stylu zaangażowana w produkcję broni chemicznej w Syrii i uniknęła kary - stwierdza. Nie chodzi w końcu o bagatelę, tylko o "współudział w ludobójstwie". dpa, tagesschau.de/Elżbieta Stasik/red. odp.: Małgorzata Matzke/Polska Redakcja Deutsche Welle