Vattenfall domagał się od niemieckiego rządu 4,7 mld dolarów odszkodowania za odejście od energii atomowej do 2022 roku. Szwedzki koncern uznał to za wywłaszczenie i pozwał Niemcy do międzynarodowego sądu arbitrażowego, a konkretnie do Międzynarodowego Centrum Rozstrzygania Sporów Inwestycyjnych (ICSID) z siedzibą w USA. Teraz niemiecki rząd wydał opinię, w której kwestionuje nie tylko zasadność pozwu, ale przede wszystkim legalność całej procedury. Niemcy powołały się na wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 6 marca. Trybunał uznał, że taki mechanizm rozstrzygania sporów inwestycyjnych jest niezgodny z prawem unijnym. Spory między unijnym państwem a inwestorem z innego unijnego państwa muszą być rozstrzygane w ramach sądownictwa państw członkowskich - argumentowali sędziowie. Tymczasem sądy polubowne wprost omijały unijny system prawny. Czytaj więcej na temat tego historycznego orzeczenia Wyrok trybunału dotyczył jednak dwustronnych umów handlowych (tzw. BIT-ów) zawieranych między państwami członkowskimi, tymczasem Vattenfall powołuje się na zapisy Traktatu Karty Energetycznej. Niemiecki rząd uznał więc, że tego typu arbitraż, pomijający normalną ścieżkę sądowniczą, jest nielegalny co do zasady. Chodzi o mechanizm ISDS - inwestor-przeciw-państwu - znajdujący się zarówno w BIT-ach, jak i w Karcie Energetycznej. Podobną procedurę zawiera także umowa CETA, zawarta między UE a Kanadą. Monitorujący sprawę Instytut Globalnej Odpowiedzialności mówi już o efekcie kuli śniegowej w odniesieniu do marcowego wyroku. Dodajmy, że trybunał osobno zajmie się arbitrażem zawartym w porozumieniu CETA. (mim)