W artykule w "Handelsblatt" czytamy już na wstępie, że mimo próby otrucia rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, minister jest przeciwny odrzuceniu "kontrowersyjnego projektu". "Problematyczne jest kwestionowanie co kilka miesięcy projektów, które były projektowane przez ostatnie dekady" - mówi minister. Altmaier zarzuca dalej krytykom inwestycji, że nie mówią otwarcie, jaki wpływ na dostawy gazu do Europy będzie miało zatrzymanie budowy gazociągu. "Wszyscy wychodzimy z założenia, że ilość gazu, który Europa musi importować, będzie rosnąć" - tłumaczy. Dodaje, że trzeba zadać sobie pytanie, skąd gaz ma w przyszłości pochodzić. Altmaier przekonuje jednocześnie, że nie można pozwolić sobie na energetyczne uzależnienie od Moskwy. "Dlatego, w razie potrzeby, trzeba być w stanie zastąpić rosyjski gaz. Dlatego prywatni operatorzy zbudują w północnych Niemczech terminale LNG. I oczywiście dalej stawiamy w Niemczech na rozwój energii ze źródeł odnawialnych" - dodaje. Altmaier mówi, że "dostarczany (gazociągiem Nord Stream 2 - red.) gaz jest przeznaczony nie tylko dla Niemiec, ale dla wielu krajów Unii Europejskiej", a gazociąg jest sprawą całej Europy i, szerzej, całego Zachodu. "Dlatego będziemy rozmawiać o ewentualnych konsekwencjach także z naszymi partnerami. Nie będą temu towarzyszyły wyprzedzające publiczne deklaracje" - ujawnia. Jak dodaje, przyszłość Nord Stream 2 nie zależy od pojedynczej decyzji, ale od zawsze uważa, że to problematyczne, gdy planowane od dawna projekty stawia się pod znakiem zapytania, gdyż - jego zdaniem - doprowadzi to do sytuacji w której prywatni inwestorzy nie będą się więcej angażować. Gazociąg Nord Stream 2 jest gotowy w 94 proc., ale od grudnia 2019 roku nie prowadzi się przy nim żadnych prac. Z łącznie 2460 km tworzących go rur trzeba ułożyć jeszcze 150 km, w tym 120 km na akwenach duńskich i 30 km na niemieckich.