"Jest wysoce prawdopodobne, że [Wierziłow] został otruty" - powiedział podczas konferencji prasowej Kai-Uwe Eckardt, lekarz z berlińskiego szpitala Charité, w którym przebywa aktywista. Jak zaznaczył, nie widzi innego wytłumaczenia stanu zdrowia mężczyzny. Wypowiedź lekarza przytacza Agencja Reutera. 30-letni Piotr Wierziłow trafił do szpitala w Moskwie 11 września br. wieczorem, gdy najpierw zaczął tracić wzrok, potem mowę i równowagę. Przewieziono go na reanimacyjny oddział toksykologii. Do piątku pozostawał nieprzytomny. Po kilku dniach hospitalizowania w moskiewskim szpitalu przewieziono go do stolicy Niemiec. Wierziłow, który ma również obywatelstwo kanadyjskie, zachorował w Moskwie zaraz po wzięciu udziału w rozprawie sądowej dotyczącej niedawnego aresztowania dwóch sympatyków Pussy Riot. Jak tłumaczył doktor Kai-Uwe Eckardt, Wierziłow cierpiał na syndrom antycholinergiczny - stan, w którym neuroprzekaźniki zostają zablokowane. Gwałtowne pojawienie się objawów, w tym szeroko rozwartych źrenic, wysokiego ciśnienia krwi i suchych błon śluzowych, wyraźnie wskazywało na obecność trucizny - mówił lekarz. Jak zaznaczył, sześć dni po tym, jak substancja prawdopodobnie została połknięta, szanse na jej zidentyfikowanie nie są wysokie. Eckardt zauważył, że mogło być to "lekarstwo, naturalna substancja albo materiał roślinny". Choć stan Wierziłowa nie zagraża już jego życiu, mężczyzna wciąż potrzebuje intensywnej opieki medycznej. Piotr Wierziłow pod koniec zeszłej dekady należał do grupy artystycznej Wojna wraz ze swą ówczesną żoną Nadieżdą Tołokonnikową. Gdy w 2012 roku Tołokonnikowa i dwie inne członkinie Pussy Riot - Alochina i Jekatierina Samucewicz - stanęły przed sądem, Wierziłow zabiegał o nagłośnienie ich procesu poza Rosją. Wierziłow jest także założycielem portalu Mediazona, zajmującego się naruszeniami praw człowieka w rosyjskich zakładach karnych.