Zdaniem Kralla euro jest wadliwą konstrukcją podtrzymywaną przy życiu jedynie dzięki polityce, która trwale niszczy zdolność gospodarki RFN do konkurencji i osłabia system bankowy. Bez zerowych stóp procentowych w strefie wspólnej waluty Włochy, Francja, Grecja i inne kraje dawno by zbankrutowały - podkreśla. Zerowe stopy utrzymują jednak przy życiu nieskuteczne firmy oraz zmniejszają dochody banków i systemu finansowego. "Nieefektywne przedsiębiorstwa zatruwają portfolio banków, których są klientami. Gdy te przedsiębiorstwa wreszcie zaczną upadać, będzie to jednocześnie oznaczało ogromną falę strat dla instytucji finansowych. Tak poważną, że system bankowy w eurolandzie czeka zapaść" - pesymistycznie przewiduje ekonomista, autor książek n a temat polityki finansowej. W momencie, gdy dochody spadną na tyle, że banki znajdą się na minusie - a może do tego dojść pod koniec przyszłego roku - będziemy świadkami drastycznego ograniczenia dostępności kredytów, bo straty spowodują erozję funduszy własnych banków. Ich posiadanie jest warunkiem udzielania kredytów. Brak kredytów doprowadzi do fali bankructw niewydolnych, a następnie także zdrowych przedsiębiorstw. Spirala będzie się nakręcać - twierdzi menedżer. Inflacja i masowe bezrobocie Jak przewiduje, efektem będzie masowe bezrobocie. Zaczną też upadać instytucje finansowe, gdyż firmy przestana spłacać kredyty. Europejski Bank Centralny będzie próbował sytuację ratować poprzez dodruk pieniędzy - bo państwa nie będą ich miały. Bardzo szybko doprowadzi to do nagłego wzrostu ilości pieniędzy na rynku. "Deflacja przerodzi się w inflację. Doprowadzi to do utraty oszczędności nie tylko u Niemców, ale wszystkich tych, którzy je ulokowali w euro. Spowoduje to wycofanie poparcia politycznego dla euro i kraje będą wracać do walut narodowych" - prognozuje jeden z najbardziej uznanych w Niemczech ekspertów zajmujących się ryzykiem gospodarczym. Jego zdaniem nie obędzie się też bez konsekwencji dla Polski. "Ucierpi popyt na polskie produkty" "Polska gospodarka opiera się na wielu filarach, które mogą zostać uszkodzone poprzez kryzys strefy euro. Przede wszystkim ucierpi popyt na polskie produkty w eurolandzie. W kurczącej się gospodarce ten popyt również będzie się kurczył. Polska musi się też niestety nastawić na to, że wir recesji strefy euro pociągnie również ją. Wzrost gospodarczy będzie zatem słabszy albo wręcz ujemny" - prognozuje Krall, na co dzień dyrektor zarządzający w firmie Goetzpartners we Frankfurcie nad Menem, która zajmuje się oceną i minimalizacją ryzyka w przedsiębiorstwach. "Jeśli polski rząd zapytałby mnie o radę, to doradzałbym odizolowanie polskiego systemu bankowego od strefy euro tak bardzo, jak to tylko możliwe. Kapitał własny banków powinien znajdować się na terenie Polski. Należy wprowadzić limity pożyczek międzybankowych za granicę, zwłaszcza do strefy euro. Powinno się też ograniczyć handel produktami pochodnymi. Przede wszystkim jednak Polska pod żadnym pozorem nie może wstępować teraz do strefy euro. Byłoby to zadanie śmiertelnego ciosu polskiej gospodarce" - ostrzega ekonomista. "Wasza waluta przetrwa" Jest on przekonany, że nawet gdyby Polska się zabezpieczyła, to banki - a zatem też zwykli ludzie - odczują zapaść eurolandu. "Swoim klientom w Niemczech doradzam kupowanie krótkoterminowych obligacji państw spoza strefy euro. Swoją drogą, Polska jest na liście krajów, które polecam - obok USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Czech, Węgier, Australii, Singapuru i Nowej Zelandii. Poza tym zalecam ulokowanie części oszczędności w złocie. Jest to jednak ważniejsze dla Niemców i mieszkańców strefy euro niż Polaków. Wasza waluta - złoty, przetrwa kryzys, a euro - nie" - konkluduje Markus Krall. Z Berlina Artur Ciechanowicz