"Dopiero teraz przestraszona i zszokowana do głębi Europa wyciąga właściwy wniosek z brutalnej lekcji w postaci wydarzeń na Ukrainie, wniosek, do którego powinna była dojść już dawno. Ten mianowicie, że po przeszło dwudziestu latach od chwili upadku komunizmu na Kremlu zasiada ponownie samodzierżawca, który nie myśli w kategoriach pokojowego współzawodnictwa międzynarodowego, tylko na zimno i planowo dąży do odbudowy sowieckiego imperium" - zauważa "Münchner Merkur". "Niestety tego rodzaju kryzysy polityczne, w których główną rolę odgrywają nacjonalizmy, mają to do siebie, że są nieprzewidywalne. Nie można wykluczyć, że wskutek jakiegoś irracjonalnego wydarzenia przybiorą zupełnie nieoczekiwany obrót, i że padną strzały. Mimo to: prawdopodobieństwo, że kryzys krymski, a być może także zamieszki na zamieszkałej głównie przez Rosjan wschodniej części Ukrainy, przerodzą się w konflikt zbrojny na szerszą skalę, jest znikome, gdyż wszyscy wchodzący tu w rachubę mają zbyt wiele do stracenia" - donosi "Straubinger Tagblatt/Landshutter Zeitung". Podobnie widzi to komentator "Nürnberger Nachrichten". "Bądź co bądź konflikt na Ukrainie jak dotąd nie eskalował i nie przerodził się w wojnę. Putin wciąż grozi, ale równocześnie sygnalizuje gotowość do dialogu. I to właśnie musi być teraz głównym celem wszystkich zabiegów dyplomatycznych: razem z nim ustalić, jak może wyglądać przyszłość Krymu i Ukrainy. Dopóki nie doszło do rozmów na ten temat nie ma większego sensu grozić Rosji sankcjami gospodarczymi, bo reakcję Putina na nie można łatwo przewidzieć - także on może uciec się do sankcji i zakręcić kurek z gazem". Na gospodarczy aspekt konfliktu wokół Krymu zwraca uwagę "Mannheimer Morgen". "Szybciej, niż dokonałby tego któryś z polityków, rynki kapitałowe uświadomiły Władimirowi Putinowi cenę, jaką musiałby zapłacić za utrzymywanie strategii va banque. W poniedziałek kurs rubla wobec euro i dolara spadł do najniższego poziomu w historii. Od tej pory inwestorzy wycofują swój kapitał z rosyjskiego rynku. I oto nagle Putin sygnalizuje gotowość do dialogu, pomimo uspokojenia sytuacji na giełdzie. Ten kapitał jest mu pilnie potrzebny, aby nie popaść w jeszcze większą zależność od eksportu energii i zwiększyć zdolność konkurencyjną Rosji na rynku międzynarodowym". Kropkę nad i stawia komentator dziennika "Delmenhorster Kreisblatt". "W gruncie rzeczy wszystkim aktorom w tej wojnie psychologicznej o Krym chodzi przede wszystkim o interesy gospodarcze. Za takim wnioskiem przemawia fakt, że zarówno Rosja jak i UE wabią pieniędzmi Ukrainę. A także to, że pierwszym posunięciem Zachodu wobec żądnego władzy Putina było zagrożenie mu sankcjami gospodarczymi. I to, że giełdy natychmiast reagują na każdą ważną politycznie wypowiedź każdego z głównych aktorów tego dramatu". Andrzej Pawlak/red. odp.: Małgorzata Matzke/Redakcja Polska Deutsche Welle