"Westdeutsche Zeitung" z Duesseldorfu zaznacza, że "po zestrzeleniu zwiadowczego drona przez irańską obronę rakietową, spór między Waszyngtonem i Teheranem może wymknąć się spod kontroli. Najpierw prezydent Donald Trump zezwolił na odwetowy atak, by potem go odwołać. To, co wygląda na bezład decyzyjny, jak najbardziej odpowiada sprzecznościom zawartym w obietnicach danych wyborcom przez Trumpa. Z jednej strony prezydent najchętniej wycofałby wszystkie wojska z zagranicy; Ameryka nie ma być już światowym policjantem i wszyscy powinni sami rozwiązywać swoje problemy". "Z drugiej strony Trump nie może dopuścić, żeby Teheran publicznie go ośmieszał - chodzi przecież o jego reputację silnego przywódcy. Na tę chwilę Trump zdecydował się na uniknięcie eskalacji. Ale wiele przemawia niestety za tym, że tak nie pozostanie. Obydwaj najważniejsi doradcy prezydenta, szef Departamentu Stanu Mike Pompeo i ekspert ds. bezpieczeństwa John Bolton są jastrzębiami. Obydwaj chcą nie tylko osłabić Iran, ale chcą zmiany rządu w Teheranie i nie zawahają się sięgnąć po środki militarne. A ponieważ mullahowie nie ustąpią, wojna nad Zatoką Perską staje się coraz bardziej prawdopodobna" - czytamy. Bawarski dziennik "Der neue Tag" z Weiden uważa, że "rzekomo przygotowywany atak na irańskie obiekty i teatralne tweety Trumpa z uzasadnieniem, dlaczego odwołał atak, sprawiają wrażenie jakiegoś blefu, który ma tylko wzmóc presję na Iran. Amerykański prezydent, który ze względu na spodziewane ofiary śmiertelne wycofywałby się z uderzenia militarnego? Obama byłby za to wychwalany pod niebiosa. Ale hazardzista Trump nie może już teraz wobec irańskiego prezydenta Hasana Rouhaniego i północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una odgrywać roli twardego kowboja. Do tej pory jego nieobliczalne kaprysy były jego największym atutem. Teraz wypuścił go z ręki i dobrze, że tak się stało". "Volksstimme" z Magdeburga twierdzi, że "atak militarny USA albo Izraela był już pewnikiem, kiedy Donald Trump wycofywał się z porozumienia atomowego. Jakby nie było, to Barack Obama zawarł to porozumienie dla uniknięcia interwencji militarnej, która już wtedy była uważana za opcję, jeżeli Iran wybudowałby bombę atomową. Izrael, Stany Zjednoczone i ich sojusznik Arabia Saudyjska nie dopuszczą, żeby Iran taką bombę miał. Izrael już w roku 1981 odważył się na przypieczętowanie swojej pozycji jedynego mocarstwa atomowego na Bliskim Wschodzie, dokonując niezapowiedzianego ataku powietrznego. Niespójna polityka bliskowschodnia Stanów Zjednoczonych przyczyniła się do tego, że Iran jest coraz potężniejszy w tym regionie. Dlatego Izrael i Arabia Saudyjska wzmagają presję do działania. A Donald Trump przy pomocy sankcji i wojennej retoryki postawił mullahów w sytuacji, w której nie mogą popuścić. Wykalkulowany atak wojskowy jest właściwie pewny". W przekonaniu "Nuernberger Nachrichten" niepokojące jest przede wszystkim to, że na horyzoncie rysują się już wybory prezydenckie w 2020 r. "Wielka jest więc pokusa, by wykorzystać wojnę do skupienia narodu wokół siebie. Taki efekt zgromadzenia wszystkich pod narodową flagą wykorzystywali już częstokroć prezydenci w historii USA, by utrzymać się w fotelu prezydenckim przez następne cztery lata. Czy Trump będzie mógł oprzeć się takiej pokusie?" - pyta gazeta z Norymbergi.