"Frankfurter Rundschau" pisze, że: "Zamieszki w przepełnionym ośrodku dla uchodźców w Suhl były do przewidzenia. Władze Turyngii powinny zadać sobie pytanie czy już wcześniej nie mogły zaradzić takiemu przepełnieniu. Niestety, nasuwa się podejrzenie, że niektóre władze landowe za bardzo zajmują się krytyką rządu, nawet, jeśli uzasadnioną, a zbyt mało pytaniem, jak same i bez zbędnej biurokracji mogłyby takie ośrodki odciążyć. Zamieszki uczą jeszcze czegoś: ci, którzy tu przyjeżdżają, są ludźmi, a nie świętymi. Jedni z nich lekceważą podstawowe zasady, jak szacunek dla innych przekonań, inni atakują, zamiast dyskutować. Nie możemy tego tolerować, nawet u osób szukających schronienia. Gdyż rozwiązywanie konfliktów bez przemocy jest sednem pluralistycznego społeczeństwa, bez którego nie mogłoby ono funkcjonować. A to jest dla bardzo wielu uchodźców powodem, dla którego przyjeżdżają do nas". Gazeta "Fränkischer Tag"z Bambergu jest zdania, że: "Wydarzenia w Suhl są mało zaskakujące, nawet, jeśli niektórzy są wstrząśnięci. Jednak ten wstrząs dotyczy w mniejszym stopniu rozmiarów wściekłości, która znajduje ujście przed i w każdym ośrodku recepcyjnym. O wiele bardziej dotyczy naiwności państwa, z jaką kieruje tłumy uchodźców do kraju. Wstrząs ten nie dotyczy możliwości, lecz obojętności całego aparatu w obejściu, już wkrótce, z grupą 800 tys. nowych przybyszy w tym roku. Dlatego: stwórzcie wreszcie struktury, zatwierdźcie ustawę azylową, stwórzcie miliardowy pakiet dla landów i powiatów, sprowadźcie potrzebny personel, gdyż stoimy przed zadaniem stulecia". Dziennik "Thüringischen Landeszeitung" komentuje: "Że można było to przewidzieć, tak uważa nie tylko mniejszość. Z powodu przepełnienia ośrodka dla uchodźców, z powodu nudy jego mieszkańców, konfliktów etnicznych, eskalacja konfliktu wisiała w powietrzu. A jednak wstrząs jest duży, jeśli uwzględni się szkody, do jakich doprowadziły zamieszki w środę (19.08) wieczorem. Są ranni, są straty materialne, są z tego tytułu koszty, ale najbardziej na tym ucierpiał wizerunek polityków. Teraz jest wszystko jasne: tak dalej być nie może, by Niemcy prowadzili taką politykę wobec uchodźców". Stołeczna "Berliner Zeitung" zastanawia się: "Rzeczywiste wyzwania, które za tym stoją to to, jak zdołamy rok po roku rozmieścić setki tysięcy osób? Kto nauczy ich niemieckiego? Jak znajdą pracę? Jak ich zintegrujemy, by społeczeństwo mogło dalej spójnie funkcjonować i trzymało się razem? Jak zapobiec religijnemu fanatyzmowi, a jak ksenofobii i ekstremizmowi? Jest nieskończenie dużo do zrobienia, nie tylko w Suhl". "Märkische Allgemeine" z Poczdamu ocenia, że rząd Niemiec "zbyt długo żywił się nadzieją, że problem uchodźców uda mu się po cichu przeczekać. Najwyższy czas, żeby minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere (CDU) zaakceptował nowe realia i powiedział prawdę, która w obliczu irytacji i obaw części społeczeństwa może być postrzegana jako niewygodna. Po pierwsze: wiele osób, które w tych miesiącach dotarły do Niemiec, nie opuści ich tak szybko. Po drugie: sprawa uchodźców zmieni trwale Niemcy. Po trzecie: będzie to kosztować nie tylko dużo wysiłku i tolerancji, lecz także dużo pieniędzy. Dlatego tym ważniejsze jest, by nie poprzestać na biurokratycznych i budowlanych wyzwaniach. Osoby wnioskujące o azyl, które przewidywalnie długo pozostaną w Niemczech, potrzebują perspektyw". opr. Aleksandra Jarecka, Redakcja Polska Deutsche Welle