Opiniotwórczy dziennik Frankfurter Allgemeine Zeitung pisze: "Bez względu na to czy autor książki o Trumpie zaliczany jest do wiarygodnych czy nie - w Waszyngtonie zatrzęsła się ziemia. (...). Bannon, który był zaklinaczem Trumpa, Rasputinem w Białym Domu, odważył się wprost zaatakować członków rodziny Trumpa przedstawiając ich jako niepatriotycznych głupców i zdrajców. To nie mieści się w głowie. Nic dziwnego, że prezydent zareagował wybuchem wściekłości. Pomijając niezręczność i możliwe konsekwencje prawne: Rozliczenie z nacjonalistą Banonnem, któremu marzy się zagłada republikańskiego establishmentu to okazja dla Trumpa, aby z tym establishmentem zawarzeć pokój". Regionalna gazeta "Neue Osnabrücker Zeitung" stwierdza: "Ponownie ożyły teraz dni chaosu z początków prezydentury Trumpa. Były szef sztabu i strateg kampanii wyborczej Steve Bannon zaczął sypać i ściąga na siebie gniew szefa. Ten który wykreował Trumpa na prezydenta stał się dla niego koszmarem. Tak szybko może się wszystko zmienić. W przypadku Trumpa stawka jest wysoka. Wisi nad nim jak miecz Damoklesa śledztwo ws. nielegalnych kontaktów własnego klanu z Rosją. Każda niedyskrecja może doprowadzić do wznowienia dochodzenia przeciwko Trumpowi. A ważne jest przecież przygotowanie sprzyjającej atmosfery na jesienne wybory do kongresu. Republikanie stracili dopiero co w wyborach uzupełniających w Alabamie miejsce w Senacie USA. Prawicowy Roy Moore był zbyt kontrowersyjny - pech Trumpa, że go popierał". "Die Welt" z Berlina konstatuje: "Po niespełna roku urzędowania Trump przechodzi do historii jako prezydent, który w ciągu dwunastu miesięcy niczego się nie nauczył. Mówi się, że człowiek dojrzewa w czasie sprawowania urzędu, ale w przypadku Trumpa jest na odwrót. Urząd traci przy z nim na prestiżu. Wydaje się, że Trump uosabia słabości swoich wszystkich poprzedników nie posiadając ich siły. Czy naprawdę można w ogóle brać pod uwagę, że Trump da sobie coś powiedzieć? To co dzieje się w Ameryce jest tragedią. Zachód szczególnie dziś, w obliczu licznych kryzysów potrzebuje doświadczonego menedżera światowej polityki. Ale ten zamiast się tym zająć, z zapałem niszczy sam siebie". "Süddeutsche Zeitung" jest zdania, że "(rzekome) uwagi Steve'a Bannona o jego własnym udziale w wykreowaniu Trumpa na prezydenta są dowodem arogancji i szaleństwa, które towarzyszą tej prezydenturze. Nie, w tej kwestii nic nie jest normalne, tutaj panuje duch rynsztoka. Nic w tym zdrożnego, że Steve Bannon ogłosił światu pikantne szczegóły z życia klanu Trumpów. Ale fatalne jest, że to soczyste wyznanie jest słowo w słowo wiarygodne. Po Trumpie można się wszystkiego spodziewać, tylko nie godnego końca tej prezydentury. Bannon jest szarlatanem, który chciałby być drugim Machiavellim. Jego demoniczna siła niszczenia nie została wyeleminowana. Jego fantazjowanie o niszczeniu obracasię przeciwko samemu prezydentowi. Wywołane zostały duchy. Tylko który z nich, Bannon czy Trump, jest właściwie uczniem czarnoksiężnika?" Opr. Alexandra Jarecka, Redakcja Polska Deutsche Welle