Każdy z milionów Polaków, którzy ostentacyjnie podążają za hasłem "jedzcie jabłka" jest świadomy, że tym samym jest aktywny politycznie i pomaga przechytrzyć rosyjskie embargo, pisze "Sueddeutsche Zeitung" dodając, że "zjadliwy protest" Polaków jest jak najbardziej uzasadniony. Podjęty przez Moskwę zakaz importu jabłek czy gruszek z Polski dotkliwie mogą odczuć polscy sadownicy, zaznacza gazeta przypominając, że "Polska jest największym na świecie eksporterem jabłek i tylko w 2013 roku wyeksportowała do Rosji nie mniej, niż 804 tys. ton warzyw i owoców, co odpowiada wartości 336 mln euro". Nałożony od 1 sierpnia zakaz importu warzyw i owoców z Polski rosyjski urząd nadzoru Rospotriebnadzor uzasadnia przede wszystkim ich nadmiernym obciążeniem pestycydami, polityka nie odgrywa w moskiewskich wyjaśnieniach żadnej roli, stwierdza gazeta. "Politycy i komentatorzy na Zachodzie nie mają jednak jakichkolwiek wątpliwości, że właśnie polityka jest powodem bojkotu. Schemat takiej reakcji jest znany" - dodaje SZ - "Zawsze, kiedy Rosja spiera się z jednym ze swoich sąsiadów i chce wywrzeć nacisk, aktywni stają się inspektorzy urzędu nadzoru żywności". Tak było z Ukrainą, kiedy w 2013 roku, jeszcze pod rządami prezydenta Janukowycza Kijów negocjował z UE umowę stowarzyszeniową, Moskwa w reakcji wprowadziła zakaz importu z Ukrainy czekoladek i innych słodyczy. Później embargo to dotknęło jeszcze inne produkty żywnościowe, w tym produkty mleczne, przypomina SZ. Wieloletnim zakazem eksportu win do Rosji za swoją buntowniczość zapłaciła Gruzja, także mała Republika Mołdawii, wylicza monachijski dziennik. Obiektem krytyki rosyjskich inspektorów żywności stał się ostatnio także McDonald's, który prowadzi w Moskwie około 400 restauracji. "Nieuchronnie nasuwa się skojarzenie z sankcjami nałożonymi na Rosję przez USA po zestrzeleniu samolotu na wschodniej Ukrainie", konstatuje gazeta. "Także Polska nie po raz pierwszy przeżywa rosyjską blokadę. Już w 2007 obowiązywał zakaz importu polskiego mięsa do Rosji, co, jak obawia się polski minister rolnictwa Marek Sawicki grozić może także teraz", pisze SZ. Sawicki zwrócił się o pomoc do KE i podobnie jak wielu innych polityków i aktywistów wzywa sąsiadów i przyjaciół w UE, by "dzielnie spożywali polskie jabłka i gruszki". Na Litwie jakiś tuzin ludzi spontanicznie zareagował na ten apel, demonstracyjnie jedząc jabłka przed ambasadą Rosji w Wilnie. "Dobra wiadomość przychodzi także z Tokio. Japonia zniosła wprowadzony 13 lat temu zakaz importu polskiej wołowiny. Wówczas nie chodziło jednak o politykę, tylko o chorobę wściekłych krów", kończy SZ artykuł "Zjadliwy protest". oprac. Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle