Tym koszmarem, o którym czytamy na łamach "FAZ", była obawa przed atakami na jarmarki świąteczne. Zdaniem Jaspera von Altenbockuma, autora tekstu, "jest oczywiste, że ktoś w Berlinie chciał naśladować akt terrorystyczny dokonany w Nicei". Przypomina, że pierwszym poważnym sprawdzianem po Nicei był Oktoberfest. Jednak na jarmarkach świątecznych obowiązują inne zasady i nie da się wykluczyć ryzyka.Przytaczany przez "Berliner Zeitung" ekspert Peter Neumann zaznacza, że - choć wszystko jest jeszcze niejasne - to, co się wydarzyło, pasuje do sposobu działania dżihadystów. Zarówno, jeśli chodzi o metodę, państwo docelowe, miejsce ataku, którym w tym przypadku był jarmark bożonarodzeniowy. Niemiecka prasa zachowuje ostrożność i w wielu przypadkach - jak np. "Berliner Morgenpost" - podaje, że to "prawdopodobnie zamach terrorystyczny". Również ekspert wypowiadający się dla telewizji ZDF zaznacza, że nie ma oficjalnego potwierdzenia, że był to zamach."Die Zeit" w materiale poświęconym obławie policji na obóz uchodźców w Tempelhof, podaje w relacji prowadzonej na żywo, że w tej sprawie pojawia się coraz więcej konkretnych informacji. Wiemy już między innymi, że do obławy doszło przed 3 nad ranem i uczestniczyło w niej początkowo 250 funkcjonariuszy. Siły te jednak szybko zredukowano, gdy okazało się, że na terenie starego portu lotniczego Tempelhof, gdzie obecnie mieści się obóz dla uchodźców, jest spokojnie. Z kolei w jednym z tytułów na stronie głównej "Bild", cytując słowa niemieckiego polityka Klausa Bouillona, donosi, "jesteśmy w stanie wojny". Niemiecka agencja prasowa DPA, powołując się na źródła policyjne, podała dzisiaj rano, że domniemany sprawca dotarł do Niemiec tzw. szlakiem bałkańskim. Zamieszkał w jednym z berlińskim schronisk dla cudzoziemców.