"Donald Trump jest problemem dla USA i dla świata. Ale czy nie jest podobnie z Europą?" - pyta komentator berlińskiego "Tagesspiegel" i zaznacza, że "Niemcom i Europie trudno jest znaleźć odpowiedź na wszystkie przypadki łamania tabu i nieład, jaki Trump wprowadza do międzynarodowej polityki". "Jedni uważają Trumpa za wielkie zagrożenie, ponieważ Stany Zjednoczone są tak potężne, jednocześnie oczekując ich upadku. Inni marzą, że teraz wybija godzina Europy i Unia Europejska zastąpi USA w roli światowego mocarstwa. Lecz jak pasuje to do wszystkich kryzysów w Unii Europejskiej? I czy zwolennicy silniejszej Europy są gotowi zapłacić za to wysoką cenę, począwszy od drastycznie wyższych nakładów na obronność, poprzez przekształcenie Unii Europejskiej w zdolną do działania zjednoczoną wspólnotę, podejmującą większościowe decyzje, aż po wspólny budżet UE? Inni z kolei podkreślają że na razie wszystko jest w równowadze. Kongres, sądy i media ograniczają władzę Trumpa. To nie jest mylne twierdzenie, ale zamyka ono oczy na niebezpieczeństwo, jakim będzie dla Niemiec szerzący się dalej protekcjonizm. Pewne jest, że Europa musi być zdolniejsza do działania. Lecz nie poprzez wyemancypowanie się od Ameryki, lecz przez własną siłę w sojuszu z USA. Stany Zjednoczone nawet pod rządami Trumpa są nam bliższe niż Chiny czy Rosja". "Volksstimme" z Magdeburga zaznacza, że "USA bez większego szwanku przetrwały kilku niegodziwych prezydentów. Lecz w przypadku Donalda Trumpa nie wykluczone są długofalowe następstwa. Polaryzuje on amerykańskie społeczeństwo pod względem kulturowym, politycznym i gospodarczym. Podczas gdy jeszcze przed kilkoma laty republikanie i demokraci, z lewa i z prawa, mieli bardzo zbliżone stanowiska, tak że reprezentowali środek, teraz pod rządami Trumpa coraz bardziej się od siebie oddalają. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że klika prezydenta w Białym Domu generalnie podważa wiarygodność rządów. Niewykluczone, że bez przerwy tweetujący i wszechobecny Trump stanie się modelem, który będzie miał wpływ na przyszłych prezydentów". "Stuttgarter Zeitung" podkreśla: "Rocznica objęcia rządów przez Trumpa jest okazją do uzmysłowienia sobie dwóch niemiłych prawd. Nawet jeżeli chaotyczna seria wpadek, intryg i afer sprawia wrażenie jakiejś telenoweli, szef amerykańskiego rządu jest z krwi i kości. Wybrano go w demokratycznych wyborach i ma on nieustające poparcie swoich sympatyków. Oni na niego głosowali, ponieważ nie oczekują już nic więcej od polityki, a jego inscenizacja pasuje do ich skumulowanej frustracji". "Westfaelische Nachrichten" pisze: "Trump gwiżdże na dyplomację. Jest w dalszym ciągu gwiazdą telewizyjnego reality-show i bez ustanku rzuca jakieś hasła, by przypodobać się swojemu elektoratowi. Ten bowiem czuje się nieswojo w świecie politycznej poprawności, która w Stanach Zjednoczonych właściwie jeszcze bardziej cechowała świat polityczny, niż gdziekolwiek indziej. Nie bez powodu: społeczeństwo jest tu bardzo zróżnicowane i płynne, tak że wymaga ono skomplikowanych reguł, by móc koegzystować ponad wszelkimi religijnymi, kulturowymi i politycznymi podziałami. Fanów Trumpa mierzi taka złożoność, ponieważ nie ma to żadnego odniesienia do ich codziennego życia. Jest męcząca i sprawia wrażenie elitaryzmu. Jego elektorat powołuje się na staromodną amerykańską zasadę, by mówić prosto z mostu to, co się akurat myśli. Trump jest dla nich wielkim wzorcem, lecz po roku jego rządów widać, jak niebezpieczna jest ta bliskość z ludem. Jego styl ma sprawiać wrażenie autentyzmu. lecz zazwyczaj jest on grubiański, wulgarny i prostacki. Dyplomacja oznacza coś zupełnie innego: takt, niezawodność, empatię i kompromisy. Bez dyplomacji nie tylko w rodzinach czy firmach, lecz z całą pewnością w cywilizowanych państwach, nie ma przyszłości". Komentator "Hamburger Morgenpost" podkreśla, że "przed rokiem wszystko wydawało się możliwe: miał być to początek końca demokracji, nowe wojny, gospodarczy upadek, odrodzenie narodowych egoizmów, rozłam Zachodu. Dokładnie rok później stwierdzamy, że żadna z tych obaw się nie ziściła i świat kręci się dalej: Ameryka funkcjonuje, podobnie jak Europa, wszędzie business as usual. I to nie z powodu, lecz pomimo rządów Trumpa. Spójrzmy na to pozytywnie: demokratyczne instytucje USA, ich wymiar sprawiedliwości, społeczeństwo obywatelskie, media, kreatywny potencjał: wszyscy są w stanie odeprzeć tę nawałnicę. Do tej pory demokracja jest w stanie pogromić tego prezydenta. O tym Rosjanie i Turcy mogą tylko pomarzyć". Opr.: Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle