"W pierwszych latach po rozszerzeniu na Wschód NATO nie planowało obrony swoich nowych członków, którzy byli z tego powodu niezadowoleni, nie mogli jednak przebić się ze swoimi postulatami w Sojuszu, gdyż wiodące kraje NATO, w tym Niemcy, nie chciały dostrzec w Rosji zagrożenia" - pisze Reinhard Veser we "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Obecnie doszło do zmiany" - stwierdza autor komentarza. Jako powód tej zmiany wymienia "coraz bardziej agresywną politykę zagraniczną Rosji". Planowane rozmieszczenie amerykańskiej brygady pancernej "nie jest prowokacją pod adresem Moskwy, lecz reakcją na działania kierownictwa rosyjskiego w Gruzji i na Ukrainie, które pokazało, że nie cofnie się przed użyciem wojska wobec sąsiadów" - pisze Veser. Jego zdaniem wysłanie amerykańskich żołnierzy "zwiększa bezpieczeństwo Europy". Im bardziej wiarygodnie NATO wykaże, że jest gotowe do obrony krajów członkowskich, tym mniejsze jest niebezpieczeństwo, że w przypadku sporu ze wschodnioeuropejskim członkiem UE i NATO rosyjskie kierownictwo pozwoli sobie na eskalację - tłumaczy. Nie możemy dać się zastraszyć Rosji, która zapowiada "asymetryczną reakcję" - pisze Veser w "FAZ". Decyzja o wysłaniu żołnierzy i broni na teren nowych krajów NATO jest "ważnym sygnałem pod adresem Moskwy" - czytamy w "Die Welt". Sojusz traktuje Europę Wschodnią tak, jak w czasach zimnej wojny traktował Berlin Zachodni - pisze autor komentarza Gerhard Gnauck. Dziennikarz niemiecki przyznaje, że planowana liczba jest mniejsza od liczby żołnierzy USA, którzy stacjonowali w Berlinie Zachodnim przed 1989 rokiem. "Ale porównanie z Berlinem mówi wszystko: wystarczyło wystawić kilka tysięcy ludzi, żeby powstrzymać całe dywizje. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - zasada przestrzegana ze śmiertelną powagą" - pisze Gnauck. Polska czy Bułgaria od dawna "mają powody do lęku" Jego zdaniem kraje NATO na wschodniej rubieży Sojuszu - Estonia, Polska czy Bułgaria od dawna "mają powody do lęku". Autor przypomina rosyjskie manewry w 2009 roku, gdy ćwiczono atak rakietowy na Warszawę i Estonię. Gnauck wyjaśnia, że zasada rotacji wojska jest kompromisem pozwalającym na ochronę sojuszników, a równocześnie nie narusza porozumienia NATO-Rosja z 1997 roku. Komentator zwraca uwagę przy okazji, że Bundeswehra ze 100 żołnierzami jest obecnie najliczniejszą grupą zagranicznych żołnierzy rozlokowanych na stałe w Polsce. Zapowiedź Moskwy, że odpowie na działania USA, są elementem tradycji - pisze Gnauck. "Jeśli chodzi o rosyjską reakcję, to mamy kilka pomysłów: mniej wojny hybrydowej, więcej przejrzystości i więcej uwagi na przestrzeń powietrzną innych państw - Ukrainy czy też Bałtyku" - konkluduje Gnauck. Mocno podzielona jest w kwestii brygady prasa regionalna. Wydawany w Monachium "Muenchner Merkur" przypomina interwencje Rosji w Gruzji, na Ukrainie i w Syrii, a także wypowiedź Putina, że "rosyjskie oddziały mogłyby w ciągu dwóch dni znaleźć się nie tylko w Kijowie, lecz także w Rydze, Wilnie, Tallinie, Warszawie czy Bukareszcie". Zdaniem komentatora decyzja Obamy jest "potrójnym sygnałem": "pod adresem wschodnich sojuszników, Kremla i samych Amerykanów". Prezydent USA chciał zasygnalizować, że polityka bezpieczeństwa jest u Demokratów w lepszych rękach niż u Republikanów. Główny pretendent do republikańskiej nominacji na listopadowe wybory prezydenckie w USA Donald Trump propaguje zmniejszenie zaangażowania NATO - czytamy w "Muenchner Merkur". Ukazujące się w Niemczech Wschodnich gazety komentują krytycznie plany wysłania amerykańskiej brygady do Europy Wschodniej. Wydawana w Magdeburgu "Volksstimme" obawia się wzrostu napięcia między NATO a Rosją. "Rosja ma zupełnie inne problemy niż atak na republiki bałtyckie czy Polskę" - uważa komentator. 4200 amerykańskich żołnierzy bardziej by się przydało na syryjskiej pustyni w walce przeciwko IS niż w litewskich lasach - czytamy w "Volksstimme". "Freie Presse" z Chemnitz ostrzega przed "wymachiwaniem szabelką" w sytuacji, gdy istnieje tyle globalnych zagrożeń. Ważniejsze od demonstracji siły militarnej byłyby inicjatywy dyplomatyczne zmierzające do powrotu Rosji do stołu rozmów. "Nie potrzebujemy nowej zimnej wojny" - pisze autor komentarza. Rosja potrzebuje modernizacji gospodarki, a UE rosyjskiego rynku.