"Koelner Stadt-Anzeiger" pisze bez ogródek: "Minister obrony Christine Lambrecht jest już na wylocie. Pozwolenie sobie na budzące wiele wątpliwości prywatne eskapady byłoby wielce ryzykowne nawet w normalnych czasach, ale w takich jak obecne świadczy o utracie przez nią instynktu samozachowawczego. Przeżywamy przecież teraz pierwszą wielką wojnę w Europie Środkowej od 1945 roku, w telewizji pojawiają się zdjęcia zabitych i rannych w Ukrainie. Już samo udanie się przez minister Lambrecht na urlop na wyspę Sylt stanowi przypadek krańcowy, ale to, że jej syn zamieścił na Instagramie zdjęcia zrobione z pokładu rządowego helikoptera, jest niestety czymś więcej. Wszystko to razem obnaża przerażający brak wrażliwości na zaistniałą sytuację". "Westfaelische Nachrichten" z Muenster komentuje w podobnym tonie: "Ministerstwo obrony zawsze było nadzwyczaj trudnym resortem dla polityków najwyższego szczebla. Ale mimo to prawdziwą sztuką jest utracić w tak krótkim czasie całe zaufanie jako minister obrony, także wśród żołnierzy. Być może od strony formalnej Christine Lambrecht mogła zabrać swojego syna rządowym helikopterem na Sylt, ale efekt zewnętrzny takiego jej posunięcia, zwłaszcza w czasie wojny, jest fatalny. Poza tym ten lot helikopterem nie jest niestety wyjątkiem, tylko kolejnym elementem całej serii wpadek i błędów minister obrony. Lambrecht po raz kolejny popisała się brakiem taktu i wyczucia sytuacji. Najlepszym tego przykładem była jej próba przedstawienia dostawy marnych 5000 hełmów do Ukrainy jako dowodu wielkiej solidarności z tym krajem, co naraziło Niemcy na śmieszność. W obliczu napiętej sytuacji w polityce zagranicznej kanclerz Scholz powinien zakończyć ten lot donikąd w ministerstwie obrony i odważyć się na nowy tam początek". "Za zabranie syna na lot rządowym helikopterem zapłaci z własnej kieszeni" Zdaniem "Nuernberger Nachrichten": "Istota problemu polega na tym, że Christine Lambrecht nie wypracowała jeszcze właściwego sposobu na sprawowanie swojego urzędu. Polityka komunikacyjna minister obrony okazała się katastrofalna. Najpierw ośmieszyła Niemcy zapowiedzią, że chce dostarczyć 5000 hełmów na tereny objęte wojną. Później wielokrotnie wprowadzała opinię publiczną w błąd swoimi wypowiedziami na temat dostaw broni do Ukrainy, ale odmawiała podania szczegółów na ten temat, zasłaniając się tajemnicą wojskową i państwową. W swoim resorcie Lambrecht wyróżniła się tym, że zwalniała wysokich rangą urzędników w mgnieniu oka, zamiast najpierw ich wysłuchać i uczyć się. Widać też wyraźnie, że nie ma dobrych stosunków z żołnierzami, którymi dowodzi. Ktoś, kto zaledwie po pół roku na stanowisku ministra narobił tyle błędów, zazwyczaj nie jest już w stanie ich naprawić". Zobacz także: Scholz-Macron. Nowy początek i wielkie wyzwania "Augsburger Allgemeine" zaznacza: "Nie ma wątpliwości, że za zabranie przez Christine Lambrecht jej syna na lot rządowym helikopterem zapłaci ona z własnej kieszeni, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Ale właściwa cena, jaką musi teraz uregulować, jest znacznie wyższa. Po tym, jak tuż po objęciu urzędu spotkała się z ostrą krytyką, oskarżeniami o niekompetencję i kpinami za przekazanie 5000 hełmów Ukrainie, ta 56-letnia polityk zdołała ostatnio jakoś się pozbierać. Teraz jednak zabranie na lot helikopterem syna ponownie nadszarpnęło jej reputację. Zyskała nawet nowy przydomek 'helikopterowa matka'". "Osoba nieporadna na wielu płaszczyznach" "Rhein-Neckar-Zeitung" z Heidelbergu analizuje: "Trudno o bardziej różniących się od siebie polityków niż minister spraw zagranicznych i minister obrony. Z jednej strony mamy tu Annalenę Baerbock, która także w Buczy doskonale wywiązuje się ze swojej roli i w obliczu ofiar okrutnej, rozpętanej przez Putina wojny znajduje właściwe, pełne empatii słowa. Z drugiej zaś mamy Christine Lambrecht, która - w przeciwieństwie do Baerbock - z widoczną niechęcią zakłada kamizelkę kuloodporną i która jako osoba odpowiedzialna za Bundeswehrę nie zna się na broni, a teraz, w samym środku wojny, ma na głowie prawdziwy skandal po tym, jak jej syn zamieścił w internecie zdjęcia ze wspólnego lotu rządowym helikopterem na wyspę Sylt. Z prawnego punktu widzenia nic nie można temu zarzucić, ale pod względem politycznym jest to prawdziwa katastrofa". "Pforzheimer Zeitung" podsumowuje: "W ostatnich miesiącach Christine Lambrecht dała się poznać jako osoba nieporadna na wielu płaszczyznach. Tajemnicą poliszynela jest, że kanclerz Scholz chciał osiągnąć wyznaczony przez siebie parytet kobiet w gabinecie rządowym i dlatego namówił swoją koleżankę z SPD, żeby jeszcze nie kończyła kariery politycznej. I tak Lambrecht nagle została szefową Bundeswehry. Teraz jej głównym obowiązkiem jest wciągnąć się jak najlepiej w pracę podległego jej resortu, ale wyraźnie nie radzi sobie z tym zadaniem. Podczas wizyty u żołnierzy na misji w Mali miała na nogach szpilki. A podczas jednej z wizyt w Ukrainie wybrała się do studia pielęgnacji paznokci. W dyskusji na temat dostaw broni do Ukrainy używała argumentów, które wymownie świadczyły o tym, że nie zna się na wojsku i uzbrojeniu. A teraz mamy ten fatalny lot z jej synem. W normalnych czasach wszystko to nie miałoby może większego znaczenia. Ale to nie są normalne czasy. Teraz mamy wojnę i potrzebny jest nam minister obrony mający wysokie kompetencje fachowe i właściwe wyczucie sytuacji. Christine Lambrecht brakuje jednego i drugiego". Redakcja Polska Deutsche Welle