Władysław Bartoszewski miał "dwa wielkie marzenia - umrzeć w wolnym kraju i przyczynić się do poprawy trudnych relacji polsko-niemieckich i polsko-żydowskich" - pisze Gerhard Gnauck w "Welt am Sonntag". "Bartoszewski był osobą, która nie poprzestaje na marzeniach, lecz ciężko pracuje, aby te marzenia zrealizować" - podkreśla niemiecki dziennikarz. Przypomina, że na długo przed demokratycznym zwrotem w 1989 roku można było usłyszeć w Warszawie ocenę: "Bartoszewski rozwiązał nam dwa problemy - z Niemcami i z Żydami". Rzeczywiście - pisze Gnauck - Bartoszewski wyznaczył w tych sprawach strategiczne cele, jeszcze przed demokratycznym zwrotem w Polsce, a szczególnie po 1989 roku - zaznacza korespondent "Welt am Sonntag". Gnauck opisuje okupacyjne losy Bartoszewskiego, w tym uwięzienie w KL Auschwitz i udział w akcji pomocy Żydom, a także prześladowania, jakich doznał po dojściu do władzy komunistów. Autor podkreśla, że Bartoszewski już w latach 60. zabiegał o pojednanie z Niemcami i porozumienie polsko-żydowskie, co wówczas "nie było ani popularne, ani politycznie pożądane". "O polskim antysemityzmie mogą mówić wszyscy, z wyjątkiem Niemców" "Welt am Sonntag" zwraca uwagę na stanowisko Bartoszewskiego, który zastrzegał, że o polskim antysemityzmie mogą mówić wszyscy, z wyjątkiem Niemców. Gazeta przypomina też spór z Eriką Steinbach o Centrum przeciwko Wypędzeniom. "Bartoszewski znał jednak wystarczająco dobrze oczyszczone, demokratyczne Niemcy, aby z przekonaniem zabiegać u swoich rodaków o zaufanie dla silnego sąsiada" - pisze Gnauck. W tym kontekście zwraca uwagę na bliskie kontakty z Helmutem Kohlem. Bartoszewski był "mistrzem, jednym z ostatnich autorytetów z pokolenia, które świadomie przeżyło wojnę i terror okupacji i uczestniczyło w walce" - konkluduje "Welt am Sonntag". "Życie jako walka ze złem" - zatytułował swój materiał o Bartoszewskim korespondent "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Konrad Schuller. Jego zdaniem kluczowym doświadczeniem w życiu Bartoszewskiego było Auschwitz, gdzie zginęło 1,1 mln Żydów i 140 tys. polskich chrześcijan. Z pobytu w obozie wywodzą się dwa główne motywy jego życia. Po pierwsze "niezłomna walka przeciwko nazistom i komunistom, przeciwko dyktatorom z lewa i z prawa" - pisze Schuller. Drugim motywem była walka o pojednanie i kompromis z tymi, których drogi "skrzyżowały się w Auschwitz na zawsze z Polakami" - z Żydami i Niemcami. Holokaust i Bartoszewski "właściwie nie pasują do siebie" - zauważa dziennikarz "FAZ". Auschwitz jest - jak pisze - zbyt naznaczony śmiercią, aby grać pierwsze skrzypce w przypadku człowieka, który był tak żywotny. Schuller zwraca uwagę na cięty język Bartoszewskiego, jego czasami czarny, lecz zawsze celny humor, staropolska galanteria w podejściu do kobiet, jego łatwa do zranienia duma, jego biblijny wiek i jego biblijny gniew". "Droga była ryzykowna" Autor zaznacza, że Bartoszewski już w komunistycznych czasach należał do tych, którzy jako liberałowie lub katoliccy demokraci, zaczęli na nowo definiować stosunek do Niemców. Komunistyczna propaganda o "niemieckim wrogu" była "centralnym ideologicznym argumentem komunistów, głównym uzasadnieniem sowieckiej okupacji". Liberalne skrzydło polskiej opozycji uważało pojednanie z Niemcami za instrument służący przezwyciężenie tabu ustanowionego przez dyktaturę - tłumaczy Schuller. "Droga była ryzykowna" - zastrzega autor, przypominając, że jeszcze długo po upadku komunizmu każdy w Polsce, kto za bardzo zbliżał się do Niemiec, ryzykował, że zostanie nie tylko przez dawną komunistyczną lewicę, lecz także przez obóz narodowokatolicki oskarżony o bycie "lokajem Berlina". Bartoszewski nie tylko poszedł tą ryzykowną drogą, lecz w latach 90. jako minister spraw zagranicznych z osobistą odwagą forsował ten kurs - czytamy w niedzielnym wydaniu "FAZ". W interesie pojednania z Niemcami Bartoszewski nie tylko uznał, że sąsiad Polski na Zachodzie po wojnie zmienił się na lepsze, lecz także w przemówieniu w Bundestagu w 1995 roku uznał współwinę swojego narodu w wypędzeniu Niemców - pisze Schuller. Narodowokatolicka prawica atakowała go za to zaciekle, ale większość opinii publicznej poparła ten kurs - ocenia autor. Donald Tusk jako premier podniósł stanowisko Bartoszewskiego do rangi doktryny rządu mianując go pełnomocnikiem ds. dialogu z Niemcami - podkreślił Schuller.