"UE nie może bawić się w ratownika Islandii" - powiedział polityk w rozmowie, opublikowanej w dzisiejszym wydaniu dziennika "Sueddeutsche Zeitung". "Najpierw powinniśmy porozmawiać o strukturze UE, a dopiero potem myśleć o dalszym rozszerzeniu" - dodał. Dobrindt przypomniał też, że Unia Chrześcijańsko-Społeczna postuluje w przyjętej w sobotę na konwencji partii w Norymberdze odezwie wyborczej, by w sprawie przyjmowania do Wspólnoty nowych członków przeprowadzano w Niemczech referendum. "To dotyczy również przypadku Islandii" - powiedział polityk. W miniony czwartek parlament Islandii upoważnił rząd do rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia tego kraju do UE, co z zadowoleniem przyjęły zarówno Komisja Europejska jak i szwedzkie przewodnictwo Unii. Według władz w Reykjaviku, negocjacje akcesyjne mogłyby zająć 2,5 do 3,5 roku, ale decyzja o wejściu do Wspólnoty wymagałaby zatwierdzenia w referendum. Światowy kryzys finansowy gwałtownie i mocno dotknął liczącą 300 tysięcy obywateli Islandię. Jej szybko rozwijające się banki upadły pod wypływem zadłużenia i załamania się kursu waluty. Kraj został zmuszony do pożyczenia 10 mld dolarów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zmusiło to Islandczyków do rozważenia - jako wyjścia z sytuacji - integracji z UE. Do czasu kryzysu finansowego w Islandii nie toczono faktycznie debaty na temat integracji z UE, głównie ze względu na odrzucenie przez Islandczyków wspólnej, unijnej polityki połowowej.