O 9.33 rano - dokładnie o tej samej godzinie, gdy przed rokiem 17-letni Tim Kretschmer oddał pierwsze strzały - zaczęły bić dzwony we wszystkich kościołach w mieście, a mieszkańcy utworzyli łańcuch ludzkich rąk. W całym landzie Badenia-Wirtembergia flagi na budynkach instytucji publicznych opuszczono w czwartek do połowy masztów. Około 900 uczniów, nauczyciele i krewni ofiar uczcili pamięć zamordowanych podczas zamkniętej dla mediów uroczystości. Przed szkołą ułożono tablice pamiątkowe, kwiaty i znicze. W wystąpieniu na oficjalnej ceremonii prezydent Niemiec Horst Koehler zaapelował o wyciągnięcie konsekwencji z tragedii sprzed roku. - Można uczynić jeszcze więcej, niż do tej pory, by ludzie stanowiący zagrożenie nie mieli dostępu do broni palnej oraz by lepiej chronić przed atakami szkoły i podobne miejsca - powiedział. Jak dodał, także media powinny zmienić swoje postępowanie, bo naukowo udowodniono, że szczegółowe informacje o sprawcach ataków zachęcają naśladowców. "Potrzebujemy jasno zdefiniowanych reguł dotyczących informowania (o atakach), wypracowanych wspólnie z mediami. Potrzebny jest kodeks prasowy utrzymany w duchu prewencji" - ocenił Koehler. 11 marca 2009 r. uzbrojony Tim Kretschmer wtargnął do szkoły ponadpodstawowej Albertville w 27-tysięcznym Winnenden i zastrzelił osiem uczennic, jednego ucznia oraz trzy nauczycielki. Podczas próby ucieczki zabił trzy kolejne osoby, po czym osaczony przez policję popełnił samobójstwo. Posłużył się pistoletem, który znalazł w sypialni rodziców. Mieli oni w domu legalnie 18 sztuk broni palnej.