Po sześcioletnich sporach niemieccy posłowie przyjęli ustawę, która wprowadza jasność w dziedzinie "testamentów życia". Do tej pory dyspozycje na wypadek konieczności uporczywego leczenia czy podtrzymywania przy życiu wydało 9 milionów mieszkańców Niemiec, nie mając jednak pewności, czy ich wola zostanie uszanowana. Orzecznictwo sądów w tej kwestii jest niejednoznaczne. - Miliony ludzi czekają na tę pewność prawną - apelował podczas pełnej emocji debaty Joachim Stuenker (SPD), współautor uchwalonej ustawy. - Gwarantowane przez konstytucję prawo do samostanowienia musi być przestrzegane także w końcowej fazie życia. Zgodnie z ustawą osoby pełnoletnie mogą wydać pisemne dyspozycje dotyczące tego, czy i jak chcą być leczone, gdy nie będą w stanie wyrazić swojej woli, np. czy chcą być sztucznie podtrzymywane przy życiu. Opiekun lub pełnomocnik takiej osoby powinien dopilnować, by lekarz postąpił zgodnie z dyspozycją - również wówczas, gdy oznaczać to będzie śmierć pacjenta, a nawet gdy choroba, na którą cierpi, jest uleczalna. Warunkiem wstępnym jest jednak to, by dyspozycja była precyzyjna; sytuacja, w jakiej znalazł się jej autor, powinna konkretnie odpowiadać tej, którą opisano w testamencie życia. Za ustawą opowiedziało się w imiennym i tajnym głosowaniu 317 posłów. Przeciw było 233, a pięciu wstrzymało się od głosu. Minister sprawiedliwości Brigitte Zypries z zadowoleniem przyjęła decyzję Bundestagu. - Wreszcie mamy jasną sytuację prawną. Najważniejszą zasadą będzie wkrótce uznanie woli pacjenta - oświadczyła. Wątpliwości wyraził z kolei przewodniczący Niemieckiej Konferencji Biskupów arcybiskup Robert Zollitsch. - Podkreślamy, że pacjenci w śpiączce wegetatywnej czy cierpiący na demencję nie są w fazie umierania - oświadczył. Jak dodał, testament życia sporządza się zazwyczaj na podstawie "teoretycznego założenia" dotyczącego przyszłości a nie aktualnych przeżyć. "Uzasadnione pytania" dotyczą tego, w jakim stopniu można stawiać na równi wolę wyrażoną z wyprzedzeniem, a aktualną wolę, której pacjent nie może jednak wyrazić. Niemieccy posłowie głosowali w czwartek w sumie nad trzema odrębnymi propozycjami ustawy w tej samej sprawie, ale także nad wnioskiem o zaniechanie prób prawnego regulowania tej kontrowersyjnej sprawy. - Umierania nie można uregulować - przekonywał chadek Hubert Hueppe. Jego wniosek został jednak odrzucony w pierwszym głosowaniu. Propozycje różniły się w kwestii tego, do jakiego stopnia krewni, lekarze i opiekunowie pacjenta są związani jego testamentem życia. W projekcie firmowanym przez wiceprzewodniczącego frakcji CDU/CSU Wolfganga Bosbacha proponowano, by testament życia był wiążący tylko wówczas, jeśli pacjent sporządził go po konsultacji medycznej i prawnej oraz potwierdził notarialnie. Testament życia miałby być ważny jedynie przez pięć lat. Sztuczne podtrzymywanie przy życiu można byłoby przerwać tylko wtedy, jeśli zdiagnozowano by nieuleczalną, śmiertelną chorobę albo pacjent pozostawałby stale nieprzytomny. - Konstytucja stanowi także o ochronie życia - przekonywał Bosbach. Z kolei projekt posła Wolfganga Zoellnera (CSU) zakładał, że wiążące powinny być zarówno testamenty życia sporządzone na piśmie, jak i wyrażone ustnie w obecności świadków. Jednocześnie proponował rezygnację z automatyzmu; lekarz, krewni czy opiekunowie powinni zasięgnąć porady, czy dyspozycja odnosi się do konkretnej sytuacji - oceniał Zoellner. Oba projekty nie uzyskały większości.