Szantażysta napisał list pod wpływem chwilowego wzburzenia z powodu wypowiedzi Steinbruecka, jednak nie zamierzał go wysyłać - powiedział rzecznik prokuratury w Bonn Friedrich Apostel. Po pewnym czasie pismo trafiło jednak wskutek niedopatrzenia wraz z inną korespondencją do skrzynki pocztowej. Sprawca zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy przeczytał w prasie o szantażu - poinformowała prokuratura. Polityk SPD upublicznił próbę szantażu w zeszłą sobotę. Zawiadomił też o popełnieniu przestępstwa policję, która wdrożyła śledztwo. Autor listu domagał się od Steibruecka rezygnacji z walki o fotel kanclerza Niemiec w wyborach do Bundestagu 22 września. Groził, że w przeciwnym razie poinformuje o nielegalnym zatrudnieniu sprzątaczki przez kandydata i jego małżonkę 14 lat temu. Żona polityka Gertrud Steinbrueck zdementowała zarzuty na łamach tabloidu "Bild": "Steinbrueckowie nie mają na sumieniu niczego, czym można by ich zaszantażować, i nie dadzą się szantażować". Zapewniła, że zatrudniając w 1999 roku w Bonn pomoc domową, postępowała zawsze zgodnie z przepisami. W wyborach do Bundestagu socjaldemokrata Steinbrueck jest rywalem urzędującej szefowej rządu Angeli Merkel (CDU). Kandydat SPD zmniejszył ostatnio dystans do swej przeciwniczki, jednak sondaże dają jej nadal zdecydowaną przewagę; również partia Merkel CDU zdecydowanie wyprzedza opozycyjną SPD. Z Berlina Jacek Lepiarz