Jak informuje policja, krótko po godz. 18 do szpitala św. Elżbiety weszła kobieta i otworzyła ogień, najprawdopodobniej "z broni automatycznej". Zastrzeliła pielęgniarza i ciężko raniła policjanta, który przebywał w szpitalu prywatnie. Następnie kobieta otworzyła ogień do przybyłych na miejsce funkcjonariuszy policji i została zastrzelona. Policjanci mówią o "napadzie szału". Ustalono, że kobieta wybiegła z sąsiadującego ze szpitalem domu, w którym doszło do eksplozji na krótko przed strzelaniną. Na miejscu eksplozji znaleziono zwłoki mężczyzny i dziecka. Prokuratura poinformowała, że to partner kobiety i ich 5-letni syn. Według prokuratora Dietera Inhofera, cała tragedia miała związek z konfliktem rodzinnym. Śledczy ustalili, że kobieta zastrzeliła z niewielkiego pistoletu partnera i dziecko. Wcześniej mowa była o dziewczynce. Do tego zabójstwa doszło w mieszkaniu mężczyzny. Na skutek wzniecenia przez kobietę pożaru doszło tam także do silnej eksplozji. Po zabiciu swego partnera i dziecka kobieta poszła do sąsiedniego szpitala, gdzie zastrzeliła pielęgniarza i raniła cztery inne osoby. Tożsamość napastniczki ani jej motywy nie są jeszcze znane. Nie wiadomo, czy coś łączyło ją z pielęgniarzem, którego zastrzeliła.