"USA nie szanują ani lojalnego sojusznika, ani suwerenności naszego kraju" - powiedział Schroeder w rozmowie z dziennikiem "Bild", która ukaże się w czwartek. Redakcja udostępniła w środę fragment wywiadu. "To, że państwa wzajemnie się szpiegują, nie jest niczym nowym; podsłuchiwanie telefonu pani kanclerz czy też kanclerza to (działalność) idąca jednoznacznie zbyt daleko" - podkreślił były kanclerz (1998-2005). Za "sedno problemu" polityk SPD uznał "skrajną nieufność Amerykanów wobec sojusznika, który okazał im daleko idącą solidarność". Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" oraz stacja telewizyjna NDR poinformowały we wtorek, że Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) najpóźniej w 2002 roku otrzymała polecenie podsłuchiwania ówczesnego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera. Powodem inwigilowania Schroedera miało być jego krytyczne stanowisko wobec wojny w Iraku, planowanej przez administrację George'a W. Busha. Dziennikarskie śledztwo ustaliło, że najpóźniej w 2002 roku Schroeder znajdował się z numerem 388 na liście osób i instytucji, które należało monitorować (National Sigint Requirement List). Rzecznik rządu Steffen Seibert powiedział dziennikarzom, że podczas środowego posiedzenia gabinet nie zajmował się sprawą podsłuchów. "Przyjęliśmy do wiadomości informacje mediów; nie mamy żadnych nowych informacji" - zaznaczył Seibert. Rząd Merkel od wybuchu skandalu w lecie zeszłego roku stara się wyciszyć skandal, unikając zaostrzenia i tak już nadwyrężonych stosunków z Waszyngtonem. Niemiecki minister sprawiedliwości Heiko Maas zarzucił NSA, że pod płaszczykiem dbania o bezpieczeństwo "bez żadnych zahamowań gromadzi dane". "Ten, kto podsłuchuje komórkę pani kanclerz, na pewno nie przyczynia się do zmniejszenia ryzyka zamachów terrorystycznych" - powiedział Maas. "SZ" pisze, powołując się na źródła w administracji USA i w NSA, że stanowisko Schroedera w kwestii przygotowań do wojny w Iraku i obawy Amerykanów przed rozłamem w NATO były powodem umieszczenia go na tej liście. "SZ" przytacza opinię anonimowej osoby znającej okoliczności akcji podsłuchowej: "Mieliśmy powody, by przypuszczać, że (Schroeder) nie przyczynia się do sukcesu sojuszu". Schroeder odmówił przyłączenia się do wojny z Irakiem i zacieśnił kontakty z innymi krajami odrzucającymi interwencję - Rosją i Francją. "SZ" twierdzi, że "także niemieckie koła rządowe od dawna wychodzą z założenia, że również były kanclerz (Schroeder) był podsłuchiwany". Gazeta odnotowuje, że wydaje się to potwierdzać także jeden z dokumentów ujawnionych przez byłego współpracownika NSA Edwarda Snowdena. Z informacji uzyskanych przez "SZ" wynika, że zlecenie dla NSA, dotyczące najwyraźniej zarówno Schroedera, jak i jego następczyni w urzędzie kanclerskim Angeli Merkel, obejmowało nie tylko zbieranie metadanych rozmów telefonicznych (informacji o tym, kto, z kim, kiedy, gdzie i jak długo rozmawiał), ale także przechwytywanie SMS-ów i treści rozmów. Snowden ujawnił tajne dane, które wykazały olbrzymi zakres inwigilacji elektronicznej prowadzonej przez NSA w USA, Niemczech i wielu innych krajach. Jak się okazało, NSA podsłuchiwała rozmowy telefoniczne wielu polityków, w tym telefon komórkowy kanclerz Merkel. Ujawnienie tych dokumentów było szokiem i doprowadziło do kryzysu w stosunkach niemiecko-amerykańskich. Snowden, który uzyskał azyl tymczasowy w Rosji, jest ścigany przez władze USA. Chcą one wytoczyć mu proces o zdradę. Prasa niemiecka pisała ostatnio, że Berlin stracił, pomimo toczących się nadal negocjacji, nadzieję na podpisanie z Waszyngtonem umowy zakazującej amerykańskim służbom inwigilowania obywateli Niemiec. Według mediów USA nie chcą się zobowiązać, że nie będą w przyszłości podsłuchiwać członków niemieckiego rządu i innych polityków sprawujących ważne funkcje. Maas powiedział, że pomimo oporów ze strony Waszyngtonu Berlin będzie nadal zabiegał o podpisanie z USA umowy "No Spy". "Musimy uczynić wszystko co możliwe, by lepiej chronić dane obywateli" - powiedział szef resortu sprawiedliwości.