"Sankcje zostały przyjęte i natychmiast weszły w życie. Informacje o tym, że minie 30 czy 60 dni zanim zaczną obowiązywać były nieprawdziwe. Szwajcarska firma Allseas, której statek układał gazociąg po dnie Bałtyku najprawdopodobniej wstrzymała prace zanim jeszcze prezydent Donald Trump podpisał ustawę" - przypomina ekspert. Zastrzega jednak, że ponieważ budowa została wstrzymana na tak późnym etapie istnieje pewne prawdopodobieństwo, że Rosjanie zdecydują się dokończyć ją sami. "Znajdą własny statek i wznowią prace. Będzie to jednak wymagało czasu. Pomijając wszelkie wątpliwości techniczne, ważniejszą kwestią jest zagadnienie prawne: jaka firma miałaby dokończyć budowę?" - mówi PAP O’Donnell. Nawet jeśli Rosjanie skończą układanie gazociągu w ciągu roku, może to zająć kolejny rok, albo dłużej, zanim zostaną rozwiązane wszystkie kwestie prawne i gaz rzeczywiście popłynie. Przede wszystkim Gazpromowi trudno będzie znaleźć firmę, która nominalnie zostanie właścicielem statku. "Gdyby ten statek należał do spółki Nord Stream 2 AG, która jest własnością Gazpromu, to sankcje mogłyby automatycznie objąć też rosyjskiego gazowego giganta. Amerykanie i UE dotychczas nie nakładali bezpośrednio sankcji na Gazprom. Rosjanie są zatem w bardzo trudnej sytuacji. Decyzja USA mogła zatruć projekt na bardzo długo" - uważa ekspert i sugeruje, że Kreml może w pewnym momencie zdecydować się na eskalację konfliktu z Ukrainą, by w ten sposób zmusić UE do zwiększenia nacisków na Waszyngton. Zastrzega jednocześnie, że dotychczasowy przebieg negocjacji między Gazpromem a Naftohazem nt. tranzytu gazu i osiągnięcie wstępnego porozumienia pokazuje raczej, że Rosja zdaje sobie sprawę, jak trudno będzie pozbyć się sankcji. "W tej sytuacji Donald Trump może powiedzieć: widzicie, to ja jestem twardzielem. Jestem przyjacielem Ukrainy. Jest to bardzo ważne dla niego w momencie, gdy trwa procedura impeachmentu" - konkluduje O’Donnell. Z Berlina Artur Ciechanowicz