W czerwcu 2018 roku sprawą Sophii żyły całe Niemcy. 28-letnia studentka germanistyki uniwersytetu w Lipsku miała podróżować autostopem do domu w Amberg - około 70 km na wschód od Norymbergi. Już pierwszego dnia ślad po niej jednak zaginął. Prowadzone przez tydzień poszukiwania, którym towarzyszyły dramatyczne apele rodziny i przyjaciół Sophii, zakończyły się 21 czerwca w Hiszpanii. W Kraju Basków na jednej ze stacji benzynowych znaleziono zwęglone ciało kobiety. Sekcja zwłok wykazała, że została zamordowana "tępym narzędziem" około siedmiu dni wcześniej. Wkrótce został zatrzymany 41-letni Marokańczyk, kierowca ciężarówki, który za paliwo zapłacił kartą Sophii. Tylko dzięki temu hiszpańska żandarmeria (Guardia Civil) trafiła na jego ślad i zdołała go ująć, zanim urodzony w 1977 roku Budżemaa L. przeprawił się przez Cieśninę Gibraltarską i zniknął w Maroku. Pokłócił się z autostopowiczką Mężczyzna przyznał się do morderstwa i zeznał, że doszło do niego w wyniku kłótni z autostopowiczką, którą wziął "na pokład" na stacji benzynowej koło miejscowości Schkeuditz w Saksonii. Jak mówił, pokonał z jej zwłokami ponad 1800 kilometrów po autostradach w Niemczech, Francji i Hiszpanii. Sophia Loesche działała w organizacjach wspierających migrantów. Pracowała jako wolontariuszka w obozach dla uchodźców na greckiej wyspie Lesbos. Po morderstwie transparenty z podobizną studentki pojawiały się na antyimigranckich demonstracjach organizowanych m.in. przez ugrupowanie Alternatywa dla Niemiec (AfD), które domaga się zaostrzenia polityki migracyjnej. Rodzice i brat studentki występują w procesie jako oskarżyciele posiłkowi. "Oczekujemy, że prawda ujrzy światło dzienne. Jako rodzina chcemy ją znać, chociażby była okrutna" - powiedział we wtorek brat ofiary Andreas Loesche. Z Berlina Artur Ciechanowicz