Z najnowszych danych Federalnego Urzędu Bezpieczeństwa Teleinformatycznego (BSI) wynika, że w drugiej połowie 2018 roku doszło do 157 ataków hakerskich na infrastrukturę krytyczną Niemiec, z czego 19 na sieci elektroenergetyczne. W ciągu całego poprzedniego okresu raportowego (od czerwca 2017 do maja 2018) cyfrowych uderzeń było 145. A w jeszcze wcześniejszym (2016/2017) - 34. BSI wychodzi też z założenia, że nie wie o wszystkich atakach - części z nich nie zauważa, a część nie jest zgłaszana. Do infrastruktury krytycznej w Niemczech zalicza się sferę energetyki, technologii informatycznych, telekomunikacji, transportu, opieki zdrowotnej, zaopatrzenia w wodę, produkcji żywności, finansów i ubezpieczeń, instytucji państwowych oraz mediów. "Cyberataki, które unieruchamiają infrastrukturę krytyczną, jak np. elektrownie, to element koszmarnego scenariusza w razie wojny cyfrowej" - pisze w niedzielę "Welt am Sonntag", magazynowe wydanie dziennika "Die Welt". W grudniu 2018 r. doszło w RFN do największego dotychczas ataku hakerskiego na niemieckich polityków. W jego wyniku do sieci wyciekły dane około tysiąca niemieckich polityków, w tym kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, a także celebrytów i dziennikarzy. W burzliwej debacie, która wybuchła po wycieku, wielu jej uczestników zwracało uwagę, że Niemcy nie są odpowiednio przygotowane, ani zabezpieczone na wypadek cyberwojny. "Jednym z problemów niemieckiej ochrony cybernetycznej jest jej rozproszenie, zarówno pomiędzy różnymi instytucjami na poziomie federalnym, jak i na poziomie landów, oraz brak efektywnej koordynacji działań służb" - uważa ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich zajmujący się polityką wewnętrzną Niemiec Kamil Frymark. "Zapewnienie bezpieczeństwa wymagałoby nie tylko zwiększenia nakładów finansowych i zmian prawnych, ale także zmian strukturalnych. To nie będzie jednak możliwe w najbliższej przyszłości, ponieważ landy nie chcą oddawać dotychczasowych kompetencji. Ponadto wzmocnienie zdolności cybernetycznych będzie trudne z uwagi na problem z pozyskiwaniem specjalistów dla administracji, m.in. ze względu na konkurencyjność ofert prywatnych firm" - wyjaśnił.