Badania wskazują jednak, że odsetek osób popierających zaangażowanie niemieckich sił w Afganistanie wzrósł w minionych tygodniach. 53 proc. respondentów ankiety dla telewizji ZDF oceniło, że udział w misji ISAF nie jest słuszny; dwa miesiące temu opinię taką wyraziło 55 proc. Przeciwnego zdania jest 44 proc. badanych. Z kolei z sondażu dla telewizji ARD wynika, że 57 proc. Niemców chce możliwie szybkiego wycofania sił Bundeswehry z Afganistanu; w lipcu odsetek ten wyniósł aż 69 proc. Za pozostaniem niemieckich żołnierzy pod Hindukuszem opowiada się obecnie się 37 proc. mieszkańców Niemiec (o 10 punktów procentowych więcej niż w lipcu). Wielu Niemców krytycznie ocenia też przeprowadzony w zeszły piątek na rozkaz Bundeswehry atak lotniczy w okolicach Kunduzu, w którym zginęli również cywile. 50 proc. respondentów sondażu dla stacji N24 oceniło, że należało zapobiec ofiarom wśród ludności cywilnej. Zdaniem 41 proc. cywilnych ofiar nie da się uniknąć. W Niemczech nie milknie dyskusja na temat okoliczności ataku lotniczego koło Kunduzu. Na rozkaz niemieckiego pułkownika Georga Kleina NATO-wskie samoloty zbombardowały dwie uprowadzone przez talibów cysterny z benzyną. Zginęło co najmniej 56 osób. Zespół dochodzeniowy NATO bada, czy byli wśród nich cywile i czy Klein postąpił zgodnie z procedurą. W piątek w obronie dowódcy stanął pułkownik Ulrich Kirsch, przewodniczący Niemieckiego Związku Bundeswehry, organizacji reprezentującej interesy żołnierzy oraz cywilnych pracowników armii. "Nie możemy pozostawić na lodzie pułkownika Kleina i podległych mu żołnierzy" - powiedział na konferencji prasowej. Jak dodał, doświadczenie pozwala mu sądzić, że decyzja o wezwaniu samolotów przeciwko talibom "nie była samotnym postanowieniem jednego dowódcy". Ostateczny głos powinien należeć do kwatery głównej NATO w Brunssum w Holandii - ocenił, zastrzegając, że nie wie, czy Klein dotrzymał procedur. Kirsch zarzucił dowództwu Bundeswehry, że nie udziela żołnierzom wystarczającego poparcia. "W okolicy Kunduzu nie ma dnia bez ataków talibów. Nie ma dnia bez terroru przeciw Afgańczykom, bez morderstwa i innych okropności wymierzonych w mieszkańców tego kraju. Nasi żołnierze codziennie toczą walkę, giną i odnoszą rany. Nasi żołnierze strzelają i zabijają. Uważają, że ta sytuacja jest wojną" - powiedział Kirsch. Tymczasem niemieckie władze konsekwentnie unikają używania słowa "wojna" dla określenia misji w Afganistanie. Kanclerz Angela Merkel mówi o działaniach zbrojnych, a minister obrony Franz Josef Jung o misji stabilizacyjnej.