Wiec na jednym z centralnych placów Kolonii - Heumarkt, zorganizowany przez prawicowo-populistyczny ruch "Pro Koeln", ("Dla Kolonii") przebiegał spokojnie. Również pokojowy charakter miała kontrdemonstracja na rzecz tolerancji i wielokulturowości z udziałem około 40 tysięcy osób Doszło jednak do incydentów, wywołanych przez przeciwników "Pro Koeln" z grup lewackich. - Agresywni demonstranci zaatakowali policję. Były próby pozbawienia funkcjonariuszy broni - powiedział rzecznik policji Wolfgang Baldes. Do starć doszło m.in. na stacji miejskiej kolejki w pobliżu lotniska. Członkowie organizacji lewicowych i antyfaszystowskich uniemożliwili zaproszonym przez "Pro Koeln" zagranicznym skrajnie prawicowym politykom, m.in. z Belgii i Austrii, przyjazd do centrum Kolonii. Zablokowano także drogi prowadzące na Heumarkt, wskutek czego dotarło tam niespełna 100 z 1000 zapowiedzianych uczestników. Decyzja o przerwaniu wiecu wywołała oburzenie zwolenników "Pro Koeln". - Koniec demokracji w naszym kraju! Koniec wolności słowa! - krzyczeli. Przedstawiciel władz ugrupowania Manfred Rouhs porównał sytuację w Kolonii do Białorusi, gdzie prześladowana jest opozycja i nie ma wolności zgromadzeń. "Usiłuje się pozbawić nas prawa do przeprowadzenia legalnej demonstracji i wyrażenia krytycznych opinii" - mówił. Zapowiedział, że Kongres przeciw Islamizacji zostanie powtórzony. Pretekstem do jego organizacji są plany budowy w Kolonii wielkiego meczetu o 37-metrowej kopule i z minaretami wysokości 55 metrów. 120 tysięcy z ponad miliona mieszkańców miasta to muzułmanie. Jak twierdzi Rouhs i członkowie "Pro Koeln" meczet będzie "centrum islamskiej kultury i narzędziem wpływu państwa tureckiego" w Niemczech. Jeden z czołowych polityków włoskiej Ligi Północnej, eurodeputowany Mario Borghezio ostrzegał na wiecu w Kolonii, że tysiące radykalnych imamów "nie potrzebują meczetów do modlitwy, ale indoktrynacji młodych ludzi, by ginęli w zamachach przeciw kulturze zachodu". "Brońmy Europy" - krzyczał. Uczestnicy kontrdemonstracji przeciw "Pro Koeln" przyjęli decyzję o przerwaniu antyislamskiego wiecu okrzykiem radości. "To święto antyfaszyzmu w Niemczech!" - powiedziała PAP posłanka postkomunistycznej partii Lewica Sevim Dagdelen. W protestach przeciwników skrajnej prawicy uczestniczyli pod wspólnym hasłem "Miasto jest przeciw" czołowi politycy regionu, w tym mer Kolonii Fritz Schramma oraz premier Nadrenii Północnej- Westfalii Juergen Ruettgers. - To zwycięstwo demokracji i miasta Kolonia - mówił Schramma komentując decyzję o przerwaniu antyislamskiego wiecu. - Kolonia słynie z gościnności i otwartości. Ale dziś kończymy z powszechną tolerancją - dla takich jak Haider i Le Pen nie ma tu miejsca - dodał. Joerg Haider to lider skrajnie prawicowej austriackiej Partii Wolności, zaś Jean-Marie Le Pen jest przywódcą francuskiego Frontu Narodowego. Do późnego popołudnia w Kolonii potrwają koncerty i zgromadzenia organizowane przez przeciwników radykalnej prawicy.