Powstanie szybkiego połączenia kolejowego między szwajcarskim Zurychem a niemieckim Monachium planowano od niemal ćwierć wieku. W ciągu doby kilka pociągów typu pendolino ma pokonywać ten dystans w około cztery godziny. Prace przygotowawcze trwały przez wiele lat. Kolejarze m.in. zelektryfikowali fragment niemieckiego szlaku między Lindau a Geltendorfem, ustawiono też ekrany dźwiękoszczelne. Roboty pochłonęły co najmniej 500 mln euro. Elektryczny pociąg wjechał na tor bez trakcji Otwarcie linii zaplanowano na zeszłą niedzielę; wcześniej wielokrotnie je przekładano z powodu epidemii koronawirusa. Pierwszy kurs z Monachium dojechał do celu bez większych problemów. Inaczej stało się z pociągiem jadącym w przeciwną stronę. W bawarskiej miejscowości Hergatz skład skierowano na zły tor - bez trakcji. Nowoczesny pociąg szybko utracił więc prędkość i musiał zatrzymać się przy najbliższym peronie. Okazało się, że ma złamany pantograf, który służy do poboru prądu. Tymczasem w składzie, który jako drugi miał ruszyć z Niemiec, "utknęło" wiele znanych osób oraz polityków, m.in. były burmistrz Memmingen Ivo Holzinger i były minister rolnictwa Josef Miller. Wsiedli do pociągu w ramach akcji promującej korzystanie z nowego połączenia, a nie mogli ruszyć, ponieważ niemieccy kolejarze nie wiedzieli, dlaczego pendolino jadące ze Szwajcarii wjechało nie tam, gdzie trzeba - podała gazeta "Augsburger Allgemeine". Deutsche Bahn: Jazdy testowe przebiegły bez problemu Pasażerowie feralnego składu musieli przesiąść się do zastępczych pociągów spalinowych. Uszkodzone pendolino zostało następnie odholowane przez lokomotywę - również zasilaną w "tradycyjny" sposób. Niemieckie koleje Deutsche Bahn przekazały "Augsburger Allgemeine", że nie było zagrożenia dla osób jadących tym pociągiem. - Większość z nich stanowili i tak kolejarze - na pokładzie nie znaleźli się turyści ani podróżujący w interesach. Wszelkie jazdy testowe przebiegły bez problemu, więc to chyba "pech premiery" - uznał rzecznik przewoźnika.