Menadżerowie Galerii Karstadt co prawda twierdzą, że wszystkiemu winna jest pandemia i rosnące koszty energii, ale prawda jest taka, że klienci na przełomie ostatnich lat zmienili swoje oczekiwania i preferencje. Dziś kupują w internecie, wybierają wielkie galerie i centra handlowe, gdzie wybór produktów i usług jest zdecydowanie większy, choć nie zawsze idzie to w parze z obsługą na wysokim poziomie. Sprzedawcy wybitnymi doradcami Przez dziesiątki lat domy towarowe w Niemczech były miejscami, w których prawie wszyscy Niemcy chętnie robili zakupy. Koncepcja była jasna. Wszystko pod jednym dachem i z profesjonalną obsługą. Sprzedawcy w domach towarowych byli wybitnymi doradcami, którzy mieli ogromną wiedzę na temat wszystkich produktów. I, co ważne, nie byli uzależnieni od jednego producenta. Dla nich najważniejsze było dobranie najlepszego produktu dla klienta. Ich wiedza nie opierała się, jak dziś, na szybkich szkoleniach. Sprzedawcy musieli zdobywać swój zawód, chodząc do szkoły. W domach towarowych można było kupić dosłownie wszystko: od tradycyjnej nitki z igłą począwszy, na meblach skończywszy. Klienci czekali też z niecierpliwością na dwa wielkie wydarzenia w roku: zimową i letnią wyprzedaż. Może dziś wydaje się to dziwne, ale jeszcze 15 lat temu w Niemczech termin wyprzedaży był regulowany prawem. Wywieszenie białej flagi W latach 80. ubiegłego wieku w Niemczech o klienta walczyło pięć dużych sieci domów towarowych: Karstadt, Kaufhof, Hertie, Horten i Quelle. Do tego dochodziły jeszcze domy wysyłkowe z grubymi katalogami, na które zawsze czekali klienci. Jednak początek XXI wieku przyniósł pierwsze zmiany. W Niemczech, podobnie jak w innych krajach, pojawiły się pierwsze sklepy internetowe, inwestorzy postawili też na centra handlowe, w których każda firma mogła otworzyć własny sklep, uniezależniając się finansowo od tradycyjnych domów towarowych. Walka o klienta stawała się coraz trudniejsza. Pierwsze domy towarowe zaczęły wywieszać białą flagę, na rynku pozostały tylko dwie duże sieci: Karstadt i Galeria Kaufhof. Ale i one musiały w końcu połączyć siły. Po zmianach własnościowych ostatecznie powstała Galeria Karstadt. To miała być ostatnia deska ratunku. Jednak menadżerowie odpowiedzialni za plan biznesowy nie do końca wiedzieli, jak skutecznie walczyć z centrami handlowymi i sklepami w sieci. Sami sprzedawcy mówili otwarcie, że klienci zaczęli przychodzić do domów towarowych tylko po to, by poradzić się, który produkt jest najlepszy, a potem i tak wszystko zamawiali taniej w internecie. Frustracja wśród załogi narastała. Z półek zaczęły znikać kolejne produkty, bo niektórzy partnerzy zakończyli współpracę z Galerią, otwierając własne sklepy lub tzw. show roomy. A koszty nie zmalały, bo właściciel domów towarowych musiał płacić gigantyczne czynsze za nieruchomości w najlepszych miejscach. Dziś, odwiedzając domy towarowe Galeria Karstadt, można stracić humor i ochotę na robienie zakupów. Co drugie schody ruchome są nieczynne, znaleźć można na nich wywieszkę - "oszczędzamy energię". Wygaszono część świateł, marketingowo pachnie tandetą. Spadła liczba sprzedawców, a ci, którzy pozostali, muszą robić dobrą minę do złej gry, bo wkrótce sami mogą otrzymać wypowiedzenia. Nikomu tu nie jest do śmiechu. Galeria Karstadt. Ostatnia bitwa Dziś wiadomo, że właściciel domów towarowych Galeria Karstadt, austriacki inwestor Signa, przystąpi do ostatniej bitwy o przetrwanie sieci. Ale będzie to bardzo trudna walka, która wiąże się z zamknięciem blisko 40 z 131 sklepów. Pracę może stracić blisko 4 tys. z 17 tys. osób. Jednak przyszłość tradycyjnych domów towarowych stoi, zdaniem ekspertów, pod wielkim znakiem zapytania. W obecnej formie nie mają one szansy na przetrwanie, konieczny będzie radykalny kurs i zmiana koncepcji o 180 procent. Co ciekawe, problemów z rewolucją na rynku detalicznym nie ma na przykład berliński KaDeWe. Ale to zupełnie inna historia, bo właściciel domu towarowego stawia przede wszystkim na luksusowe marki niezainteresowane sprzedażą online, klienta premium, który chce płacić za jakość, nie szuka przecen i nie liczy pieniędzy w portfelu. A to zdecydowanie węższa i zarazem wierna grupa klientów.