- To bardzo poważny problem - powiedział de Maiziere w wywiadzie dla wieczornego wydania wiadomości ZDF - drugiego programu telewizji publicznej. Jak zaznaczył, "do lata uchodźcy byli wdzięczni za to, że mogą przebywać u nas. Sami pytali, gdzie jest policja, gdzie jest federalny urząd (migracji i uchodźców, gdzie następuje rejestracja osób chcących się ubiegać o azyl - przyp. red.), prosili, by im przydzielić miejsce (w ośrodku)". - Od tego czasu sytuacja uległa zmianie - stwierdził minister. Jak wyjaśnił, wielu uchodźców chce na własną rękę decydować, dokąd będzie skierowana. - Opuszczają ośrodek, zamawiają taksówkę; mają, co jest dziwne, pieniądze, żeby przejechać kilkaset kilometrów. Strajkują, bo się im nie podoba ośrodek i nie smakuje jedzenie. Biorą udział w bójkach - skrytykował szef resortu spraw wewnętrznych. "Wymagamy kultury dopasowania się" De Maiziere podkreślił, że ten naganny sposób zachowuje się na razie mniejszość uchodźców. - Musimy jednak jasno powiedzieć, że od osób, które przyjeżdżają do Niemiec, wymagamy kultury dopasowania się. Muszą zgodzić się na miejsce, do którego te osoby kierujemy, muszą poddać się uczciwemu trybowi (rozpatrzenia wniosku o azyl) i muszą uznać nasz porządek prawny - wyjaśnił de Maiziere. Minister przyznał, że ośrodki są przepełnione. - Wiem o tym, ale tak jest i nie da się tego zmienić. Proszę o cierpliwość - powiedział polityk CDU. Zapewnił, że władze wszystkich szczebli starają się, by warunki, w jakich przebywają azylanci, były jak najlepsze. Z danych Urzędu ds. Migracji i Uchodźców wynika, że co najmniej 290 tys. imigrantów nie zostało jeszcze zarejestrowanych. Ponadto 275 tys. dawnych wniosków o azyl czeka, czasami od kilku lat, na rozpatrzenie. Minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier powiedział w czwartek w Nowym Jorku, że od początku roku do Niemiec przyjechało 600 tys. uchodźców. Wcześniejsza prognoza MSW szacowała liczbę azylantów w całym roku bieżącym na ponad 800 tys.