W komentarzu opublikowanym na stronach internetowych "FAZ" pisze, że przed 1989 r., gdy na Westerplatte nie tylko czczono pamięć milionów ofiar wojny, ale także oddawano cześć "sowiecko-polskiemu braterstwu broni", uroczystości te były "inscenizacją", na którą pozostałe europejskie kraje nie wysyłały wysokich rangą przedstawicieli. "Przez dekady pozostawało to wewnętrzną sprawą polską" - ocenia komentator. "Musiały minąć kolejne lata, zanim polski rząd odważył się zaprosić na 1 września nie tylko gotowe do pokuty Niemcy, ale też szefa rządu kraju sąsiedniego na wschodzie, wciąż przywiązanego do czasów stalinowskich. A także zanim państwo to (Polska) było na tyle pewne siebie, by skonfrontować z własną interpretacją historii inne narody europejskie, które czyni odpowiedzialnymi za swój los" - ocenia "FAZ". Dodaje, że "dwudziestu szefów rządów, których Polska zaprosiła na uroczystości upamiętniające najcięższą godzinę swej przeszłości, przeżyło lekcję historii, na której ostro zderzyły się ze sobą spojrzenia polskiego prezydenta Kaczyńskiego i premiera Rosji Putina na temat Traktatu Wersalskiego oraz rosyjskiego ciosu nożem w plecy Polski". "Niemiecka kanclerz postąpiła właściwie, nie wdając się w tę debatę. Tylko dlatego, że bez ograniczeń uznała odpowiedzialność Niemiec za niewypowiedziane okropności narodowosocjalistycznego panowania i oddała hołd wyjątkowej ofierze Polski, mogła dołączyć w tym miejscu pamięci o bohaterach również pojednawcze słowo dla wypędzonych" - ocenia "FAZ". Z kolei korespondent telewizji publicznej ARD ocenił w relacji z Gdańska, że premier Rosji Władimir Putin "stał dziś na Westerplatte wyraźnie w cieniu niemieckiej kanclerz". "Władimir Putin nie był dziś gotowy do ustępstw. Tym razem musiało wystarczyć, że był obecny. Ani słowa o przeprosinach za rosyjską napaść na Polskę. Rozczarowanie" - oceniła ARD. W materiale podkreślono również, że "polsko-niemieckie stosunki są obecnie dobre jak nigdy dotąd - Kaczyńskim na przekór". Dziennik "Berliner Zeitung" ocenił, że Angela Merkel ma zrozumienie dla polskiego wyczulenia na sprawy związane z upamiętnieniem wysiedleń Niemców. "Na żaden inny temat Polacy nie reagują bardziej emocjonalnie i wrażliwie. Niemiec musi wykazać tu zrozumienie i niekiedy milczeć" - oceniła gazeta. Dodała jednak, że w czasie trwającej w Niemczech kampanii wyborczej "obowiązkiem konserwatywnej szefowej rządu, która liczy na ponowny wybór, jest głaskanie" środowisk wypędzonych, jako ważnej grupy wyborców. "To jest uprawnione, i to niezależnie od tego, czy planowane w Berlinie centrum poświęcone wypędzeniom uważa się za ważną placówkę czy też instytucję, która raczej rozdrapie stare rany w stosunkach polsko-niemieckich" - pisze "Berliner Zeitung" w komentarzu, którego fragment opublikowała z wyprzedzeniem agencja dpa.