Zarówno liderka chadecji Angela Merkel, jak też urzędujący kanclerz Gerhard Schroeder ogłosili, że chcą stanąć na czele nowego rządu. Komentatorzy uważają za najbardziej prawdopodobne powstanie koalicji dwóch największych ugrupowań - chadeków i socjaldemokratów. Partie chadeckie CDU i CSU zdobyły 35,2 proc. głosów, a ich główny rywal SPD - 34,3 proc. Takie informacje opublikował w poniedziałek rano przewodniczący komisji wyborczej na swojej stronie internetowej. Obie partie uzyskały gorsze wyniki w porównaniu z wyborami w 2002 r. SPD straciła 4,2 proc., chadecy 3,3 proc. Z wyliczeń drugiego programu telewizji publicznej ZDF wynika, że w nowym parlamencie chadecy będą mieli 225 mandatów, a socjaldemokraci - 222. Natomiast telewizja ARD uważa, że CDU i CSU będą dysponować większością dwóch głosów (225:223). FDP zdobyła 9,8 proc. (2002: 7,4), natomiast Zieloni - 8,1 (2002: 8,6). Podane wyniki opierają się na danych z 298 okręgów wyborczych. W ostatnim, 299. okręgu (Drezno) 2 października przeprowadzone zostaną wybory uzupełniające. Powodem jest nagła śmierć kandydatki NPD w tym okręgu. Ostateczny wynik wyborów znany będzie dopiero za dwa tygodnie. Jak twierdzi dziś telewizja publiczna ARD, opierając się na badaniach instytutu Infratest dimap, CDU może w Dreźnie stracić co najwyżej jeden mandat, a SPD zyskać maksymalnie jeden. Przewaga chadeków stopniałaby w takim przypadku do jednego głosu, jednak socjaldemokraci nie są w stanie odrobić wszystkich strat - uważa ARD. Podobnego zdania jest instytut badania opinii publicznej Forsa. Zdaniem szefa tego instytutu Manfred Guellnera, zrównanie się SPD z chadekami jest "praktycznie nieprawdopodobne". Taką możliwość wyklucza także Instytut Analiz Wyborczych z Mannheim. Zarówno liderka zwycięskiej chadecji Angela Merkel, jak również urzędujący kanclerz Gerhard Schroeder pretendują do stanowiska szefa rządu. Merkel powiedziała, że przyjmuje mandat do tworzenia rządu udzielony jej przez wyborców. - CDU i CSU są największą siłą w kraju - podkreśliła, dodając, że obecna koalicja SPD-Zieloni przegrała. Zapowiedziała, że chadecy będą rozmawiali ze wszystkimi demokratycznymi partiami w parlamencie, tzn. "ze wszystkimi oprócz Partii Lewicy". Schroeder podkreślił, że siły, które dążyły do zmiany na stanowisku kanclerza, "przegrały z kretesem". Kanclerz zakwestionował mandat chadecji i jej kandydatki do kierowania krajem. "Wyborcy odpowiedzieli jednoznacznie na pytanie, kto powinien przewodzić" - zaznaczył. Dodał, że jest jedyną osobą, która jest w stanie utworzyć stabilny rząd, a ewentualna koalicja chadeków i SPD możliwa jest tylko pod jego kierownictwem. Schroedera poparł przewodniczący SPD Franz Muentefering: "Kraj chce, by Gerhard Schroeder pozostał kanclerzem". Premier Bawarii, szef CSU Edmund Stoiber nazwał zachowanie Schroedera wobec Merkel aroganckim. Podczas dyskusji w studio ARD kanclerz oskarżył media o stronniczość i prowadzenie kampanii przeciwko jego rządowi, co spotkało się ze zdecydowaną ripostą dziennikarzy prowadzących program. Zdaniem politologów, ataki kanclerza są elementem dobrze przemyślanej taktyki, której celem jest osłabienie chadeków i umocnienie własnej partii przed rozpoczęciem negocjacji. - Schroeder chce skompromitować Merkel i osłabić jej pozycję w CDU, sprowokować dyskusję o tym, czy nadaje się na stanowisko kanclerza i wbić w ten sposób klin między nią a partię - tłumaczy Karl-Rudolf Korte. Politycy SPD argumentują, że CDU i CSU, które tworzą wspólny klub parlamentarny, są w rzeczywistości oddzielnymi partiami. Sama CDU zdobyła tylko 27,8 proc. głosów i jest wyraźnie słabsza od SPD - wyjaśnił Muentefering. Niemieckie media oraz politolodzy uważają, że najbardziej prawdopodobnym wyjściem z patowej sytuacji jest powstanie koalicji dwóch największych ugrupowań - chadeków i socjaldemokratów. - Sądzę, że rozmowy koalicyjne pójdą właśnie w tym kierunku - powiedział Korte. Podobnego zdania jest politolog z Moguncji Juergen Falter. Jego zdaniem, obie partie reprezentują podobne stanowisko w wielu kwestiach, m.in. konieczności likwidacji wielu dotacji z budżetu państwa i reformy federalnej struktury kraju. Zdaniem komentatora telewizji ARD, "wszystko przemawia za wielką koalicją". Wyborcy wypowiedzieli się "za zmianą, lecz niewielką". Chcą by obie partie wspólnie prowadziły politykę małych kroków, reformując kraj, nie zapominając jednak o sprawiedliwości społecznej. Teoretycznie możliwe są także inne koalicje - SPD z Zielonymi i FDP lub CDU-CSU z FDP i Zielonymi. Jednak liderzy FDP oświadczyli po podaniu wyników wyborów, że nie wejdą w koalicję z socjaldemokratami. "Chcieliśmy radykalnej zmiany polityki. Nie wejdziemy do sojuszu z innymi partiami" - oświadczył szef FDP Guido Westerwelle. Lider Zielonych Joschka Fischer nie wykluczył podjęcia negocjacji z chadekami i liberałami, jednak ogromne różnice programowe powodują, że taki sojusz uważany jest za mało prawdopodobny. Chadecy chcą odwołania decyzji o rezygnacji z energii atomowej, którą rząd Schroedera uchwalił właśnie pod naciskiem Zielonych. Obie partie mają odmienne poglądy na kwestie imigracji, bezpieczeństwa wewnętrznego, podatków i reformy służby zdrowia. - Przejście do opozycji nie jest żadną katastrofą - powiedział Fischer, od 1998 r. minister spraw zagranicznych. W nowym parlamencie znajdzie się po trzyletniej nieobecności silna frakcja nowej lewicy. Partia Lewicy uzyskała 8,7 proc. i wprowadzi do Bundestagu 54 posłów. Lider ugrupowania, były szef SPD Oskar Lafontaine uznał za największy sukces pokrzyżowanie planów chadekom i liberałom. Zapowiedział, że posłowie lewicy będą sprzeciwiać się dalszym cięciom socjalnym i reformie rynku pracy. Celem parlamentarnych ataków będzie też udział Bundeswehry w zagranicznych misjach pokojowych, m.in. w Afganistanie. Sympatycy partii świętowali swój sukces do późnych godzin nocnych pod ruinami Pałacu Republiki na placu, który w czasach NRD był miejscem wojskowych parad. Duży niepokój wśród niemieckich partii demokratycznych wzbudził dobry wynik neofaszystowskiej NPD w Saksonii. Skrajna prawica uzyskała w tym wschodnioniemieckim landzie 4,9 proc. i wyprzedziła Zielonych (4,6 proc.) W poprzednich wyborach NPD zdobyła w Saksonii 1,4 proc. Neofaszyści zwiększyli swój stan posiadania także w innych landach wschodnich Niemiec - w Turyngii 3,7 proc., a w Saksonii-Anhalcie 2,5 proc. Niemiecki dziennik "Financial Times Deutschland" uważa, że wyniki wyborów ujawniły "głębsze tendencje" w niemieckim społeczeństwie. "Ciągle jeszcze bogaty, lecz pogrążony w stagnacji kraj, którego wyborcy starzeją się, skłania się ku postawie defensywnej" - czytamy w opublikowanym w poniedziałek komentarzu. Polityka gospodarcza i socjalna będzie więc nadal opieszale reagowała na ekonomiczne wyzwania, wynikające z globalizacji i demograficznego rozwoju - stwierdził komentator. "Wyniki wyborów nie przemawiają za inwestowaniem w Niemczech, lecz raczej skłaniają do tego, by omijać na dłuższą metę ten kraj" - czytamy w konkluzji komentarza.