Średnia nowych zakażeń COVID-19 z ostatnich siedmiu dni wynosi w Niemczech około 1,5 tys. i systematycznie maleje. - Po raz pierwszy można być optymistycznie ostrożnym, choć ryzyko związane z nowymi mutacjami nadal jest - mówi Stephen Bastos, kierownik projektów Fundacji Genshagen. - System masowego testowania, świadomość potrzeby szczepień i generalny lockdown z listopada pomogły - ocenia David Gregosz, dyrektor Fundacji Konrada Adenauera w Polsce. Ważna rolę w okiełznaniu trzeciej fali pandemii odegrał także federalny hamulec bezpieczeństwa, czyli wprowadzony w kwietniu dla całego kraju jednolity mechanizm regulacji obostrzeń. Restrykcje miały być wprowadzane w zależności od wskaźnika zakażeń na 100 tys. mieszkańców w ciągu tygodnia. Jeśli przekroczyłby 100, to władze lokalne musiały wprowadzić godzinę policyjną od 21 do 5 rano. Jeśli osiągnąłby 200, to wtedy automatycznie miały być zamykane przedszkola i szkoły. Federacja problemów Dlaczego hamulec bezpieczeństwa był konieczny? W skrócie - ponieważ Niemcy są federacją złożoną z 16 krajów związkowych. - Kryzys pokazał słabości Niemiec. Teoretycznie system federalny pozwalał na elastyczne reagowanie w zależności od sytuacji na miejscu, ale w praktyce wyszły braki w koordynacji i spójnej komunikacji - uważa Bastos. Wtóruje mu Gregosz: - Struktura federalna nie pomogła. Ludzie nie rozumieli, dlaczego w jednym landzie jest tak, a w innym inaczej. Na poziomie landowym podejmowano m.in. decyzje dotyczące zamykania szkół, obowiązku noszenia maseczek czy podróżowania. Chaos dawał się we znaki, a paradoksy były na porządku dziennym. Jak wyliczali dziennikarze "Spiegla", w maju śpiewanie w chórze było zakazane w Saksonii, ale w Hamburgu już nie. Jesienią natomiast mieszkańcy Kolonii nie mogli nocować w Moguncji, ale sytuacje odwrotne były dozwolone. Kluczowy błąd - W czasie kryzysu powstała nowa instytucja, nieprzewidziana w konstytucji - konferencja premierów landów z kanclerz. To zmieniło cały system polityczny, ale i tak okazało się nieskuteczne - mówi Bastos. Podczas spotkań uzgadniano plan działania, ale potem i tak kraje związkowe robiły po swojemu. - Dlatego potrzebne było bardziej spójne podejście i wprowadzony na szczeblu centralnym hamulec bezpieczeństwa. To był ważny krok, choć wprowadzony o wiele za późno. Ale w tym kryzysie wiele rzeczy było o wiele za późno... - gorzko podsumowuje Bastos. Czyli kanclerz Angela Merkel też zadziałała za późno? - Jeśli zapytać ekspertów, to odpowiedzą, że tak, ale politycy muszą wypośrodkować wiele interesów: zdrowotnych, społecznych, gospodarczych - tłumaczy taki rozwój wypadków Gregosz. Bastos jest bardziej zdecydowany: - To kluczowy błąd rządu kanclerz Merkel. Powinien był zareagować dużo wcześniej. Zabrakło przywództwa federalnego, choć trzeba przyznać, że na taki kryzys nikt nie był przygotowany. Zapóźnione Niemcy W opinii ekspertów zawiódł nie tylko system federalny, ale także - co może zaskakiwać w najbogatszym kraju Unii Europejskiej - cyfryzacja. - Już przed pandemią mieliśmy duże problemy, ale kryzys uwypuklił, że jest dużo gorzej niż np. w Polsce - podkreśla ekspert z Fundacji Genshagen. - Niemcy nie są przygotowane na erę cyfryzacji, zwłaszcza w sektorze publicznym - potwierdza Gregosz, według którego to właśnie problem z cyfryzacją był największym, z jakim przyszło się mierzyć Niemcom w czasie pandemii. - Mamy za dużo rzeczy na papierze - dodaje i przywołuje przykład wniosków o zasiłki na dzieci: - W Polsce wchodzisz do bankowości internetowej i gotowe, a w Niemczech musisz wypełnić kilka kartek i zanieść do urzędu. Za Odrą brakowało sprzętu, technologii i wiedzy. Z problemami borykały się służba zdrowia, edukacja, administracja. - Kiedyś tylko eksperci byli tego świadomi, a teraz wszyscy to zobaczyli - dodaje Bastos. Przeszkodą, skutecznie blokującą rozwój cyfryzacji, okazała się w Niemczech ochrona danych osobowych. Jak mówią eksperci - przesadna. - Na przykład przy wprowadzaniu aplikacji mających pomóc w walce z pandemią było wiele głosów, że coś jest niemożliwe z powodu ochrony danych osobowych - zauważa Gregosz - Ale przecież w Polsce też używa się nowych technologii i opracowuje odpowiednie narzędzia, jednocześnie chroniąc dane osobowe. Pandemia nie zniknie, bo chronimy dane osobowe. Ochrona zdrowia zdała egzamin O ile eksperci są zgodni, że cyfryzacja zawiodła na całej linii, o tyle zgadzają się, że niemiecki system ochrony zdrowia - generalnie - zdał egzamin. Choć pandemia pokazała, w których miejscach potrzebuje pilnej naprawy. - W obliczu takiego kryzysu widzimy, co naprawdę jest kluczowe z punktu widzenia przetrwania społeczeństwa. Jaką wartość ma praca personelu medycznego - podkreśla Bastos. Sprawdziła się m.in. sieć niedużych szpitali w mniejszych miejscowościach, do których można było szybko przewozić zakażonych. Placówki te okazały się niezwykle ważne także dla utrzymania ciągłości leczenia innych schorzeń. Ta ogólnie pozytywna ocena funkcjonowania systemu ochrony zdrowia nie oznacza oczywiście, że nie było problemów. Bastos przyznaje, że Niemcy czekają poważne reformy m.in. w zakresie infrastruktury placówek medycznych oraz - przede wszystkim - polepszenia warunków pracy ich personelu. Zmian wymaga nie tylko system wynagrodzeń, ale także zwiększenie zatrudnienia. - Ogólnie system zdrowia działał całkiem dobrze, choć znalazł się pod ogromną presją - zgadza się Gregosz, który również zwraca uwagę na zbyt niskie zarobki personelu medycznego. Wskazuje też kluczowe dziedziny, o które powinny zadbać władze: - Trzeba stworzyć rezerwę łóżek szpitalnych, z których będzie można korzystać w nagłych sytuacjach. Podobnie musimy mieć zapas materiałów i sprzętu dla szpitali. Okazało się, że w tych dostawach zależymy od Azji. To się musi zmienić. Produkcja tak kluczowych rzeczy musi zostać przeniesiona do UE. Niemcy zależne od Polski Przy okazji ochrony zdrowia pojawia się temat ważny także z punktu widzenia Polski, czyli kwestie związane z pracownikami transgranicznymi. - To pozytywny aspekt kryzysu - uważa Bastos - Związki między krajami członkowskimi stały się bardzo widoczne. To już są europejskie realia - zależności między sąsiadami są ogromne. Z jednej strony to pozytywny aspekt integracji, z drugiej duże wyzwanie. Poważny problem także dla Polski. - Migracja jest kluczowa dla Niemiec z powodu sytuacji demograficznej. Tymczasem na początku kryzysu popełniliśmy całą masę błędów - dopuściliśmy do niepewności związanej z funkcjonowaniem granic i nie szukaliśmy europejskiego rozwiązania... Migracja czy praca transgraniczna nie powinna być problemem w UE - podkreśla Gregosz. - Między Polską i Niemcami było wiele problemów, brakowało komunikacji, strona polska podejmowała jakieś decyzje, o których nie wiedziano po niemieckiej stronie granicy. Nie było nawet wiadomo, do kogo zadzwonić... Dziś widać, że współpraca transgraniczna wymaga usprawnienia. UE może to ułatwić, ale kluczowe zmiany muszą się zadziać na szczeblu lokalnym - uważa Bastos. Śmiertelne zagrożenie Pytani o to, co się w pandemii udało, eksperci są zgodni jeszcze w jednej kwestii. - Przetrwaliśmy - mówi Bastos. - A na początku to wcale nie było takie oczywiste - dodaje Gregosz. - W Niemczech wybuchały poważne spory, ale kraj jakoś funkcjonował - rozwija myśl ekspert Fundacji Genshagen. - Duża część społeczeństwa podporządkowała się uciążliwym, długim restrykcjom. Ludzie potraktowali sytuację poważnie. Było spokojnie i Niemcy są nadal stabilnym krajem, co wcale nie było takie oczywiste. Sytuacja we Włoszech czy Francji okazała się znacznie bardziej poważna, także pod względem finansowym. W kontekście gospodarki Niemcom po raz kolejny sprawdził się system tzw. Kurzarbeit, czyli skracania czasu pracy w sytuacji przestojów. - Mechanizm jest wyjątkowy i lepszy niż w innych krajach. To jeden z sukcesów niemieckiej gospodarki, który pozwolił szybko reagować na skutki pandemii i zmniejszać straty finansowe - uważa Bastos i przyznaje, że takie działania były w Niemczech możliwe na taką skalę, ponieważ kraj jest relatywnie bogaty. Przed pandemią Niemcy notowały nadwyżki budżetowe. Eksperci zwracają też uwagę na europejski wymiar "przetrwania". - Ludzie często zapominają, że sprawy mogły potoczyć się dużo gorzej. Na początku pandemii Europa była w krytycznym stanie - zamykanie granic i triumf nacjonalizmu były śmiertelnym zagrożeniem dla UE - podkreśla Bastos. Niemcy przełamały tabu - Początek to była katastrofa - przyłącza się Gregosz - Ale ostatecznie wyszło z tego coś pozytywnego, bo świat został zmuszony do współpracy. Próby podejmowane przez G7 i program COVAX, przekonanie, że kraje bogatsze muszą pomóc biedniejszym, współpraca między państwami... Okazało się, że polityka może pomagać i coś zmienić. Na przykład w ramach UE powstał nowy instrument pomocowy - Fundusz Odbudowy. To pomoże konkurencyjności Wspólnoty, zwłaszcza w połączeniu z zieloną transformacją. Także Bastos zwraca uwagę na nowy fundusz: - To jest coś wyjątkowego - nie tylko ekonomicznie. To ma potencjał, by zmieniać UE politycznie - przewiduje i przypomina, że uzgodnienie nowego mechanizmu wymagało zmiany stanowiska Niemiec, które do tej pory były zatwardziałymi przeciwnikami wspólnego zadłużania w ramach Wspólnoty: - To było absolutne tabu dla niemieckiego rządu. Ale to przeskoczyliśmy. W Niemczech szerokim echem odbiła się także sprawa wspólnego negocjowania kontraktów na szczepionki w ramach UE. Komisji Europejskiej dostało się za poważne błędy w kontraktach z producentami, które skutkowały opóźnieniem dostaw. - UE nie ma kompetencji w dziedzinie zdrowia, a KE doświadczenia w zamówieniach na tak dużą skalę. KE potraktowała to jak zwykłą sytuację, a to były realia prawie wojenne - zauważa Bastos. Eksperci zgadzają się jednak, że ta krytyka nie spowoduje wzrostu eurosceptycyzmu w Niemczech. - Pojawiały się oczywiście głosy, że sami Niemcy sprawniej i szybciej zaopatrzyliby się w szczepionki, ale na marginesie debaty. Ostatecznie europejski sposób okazał się lepszy. W takich kryzysach sami sobie nie poradzimy. I to politycy muszą nieustannie tłumaczyć - zaznacza Gregosz, a Bastos ostrzega: - Z logiką narodową trzeba postępować bardzo ostrożnie. Państwo z tektury? Z jaką lekcją po ostatnich kilkunastu miesiącach zostają Niemcy? - Trzeba będzie porozmawiać o systemie federalnym. Widać, że jest wolniejszy niż scentralizowany; że prościej zarządza się z jednego kokpitu - mówi Gregosz - Ale na razie nikt nie ma interesu, żeby to zmieniać. Do tego potrzebna jest większość w parlamencie, a przed nami wybory. - Z doraźnych rozwiązań coś na pewno zostanie, ale musimy być ostrożni - przestrzega Bastos - Pandemia pokazała, kto faktycznie ma władzę - rząd i administracja. Na pandemii straciły parlamenty. W czasie kryzysu kluczowy jest czas, a demokracja działa powoli. O tym, co ustalano na wieczornych spotkaniach premierów landów i kanclerz Merkel dowiadywaliśmy się rano. Trochę jak w Polsce. Albo na szczytach Unii Europejskiej. To nie były decyzje transparentne dla ludzi. Do tego obrazu nieskuteczności dołączyły jeszcze problemy z cyfryzacją. W efekcie mogło się wydawać, że państwo potyka się o własne nogi, a decyzjom brakuje zdecydowania. Po polsku powiedzielibyśmy "państwo z tektury". To wrażenie władze w Berlinie muszą jak najszybciej zatrzeć. - W Niemczech nie ma jeszcze takiej polaryzacji jak w Polsce, ale to, że Niemcy są stabilnym krajem, nie jest oczywiste - zauważa Bastos. - Skąd bierze się populizm? - pyta z kolei Gregosz - To nie tylko prawicowa ideologia, ale poczucie, że państwo nie staje na wysokości zadania. Że demokracje nie dają rady, a państwa autorytarne dają.