Placówka w Ludwigsburgu nie ma uprawnień prokuratorskich, dlatego o postawieniu podejrzanych w stan oskarżenia o pomocnictwo w morderstwie muszą zdecydować prokuratury właściwe dla ich miejsca zamieszkania. Szef Urzędu Jens Rommel powiedział, że sprawy dotyczą esesmanów z obozów Auschwitz, Ravensbrueck, Mauthausen i Buchenwald. Informację podał jako pierwszy dziennik "Tageszeitung" (TAZ). Pomimo upływu 72 lat od zakończenia wojny i upadku III Rzeszy placówka w Ludwigsburgu nadal ściga hitlerowskich zbrodniarzy. Do niedawna byli strażnicy pozostawali praktycznie bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego. Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe. Przełomowe dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw okazało się skazanie na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka, byłego strażnika w niemieckim nazistowskim obozie zagłady w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tys. więźniów pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów karalnych. Trzy lata temu centralny urząd ds. ścigania zbrodni nazistowskich w Ludwigsburgu, opierając się na precedensowej sprawie Demjaniuka, zalecił właściwym prokuraturom wszczęcie postępowania przeciwko 30 byłym strażnikom. W lipcu 2015 roku na karę czterech lat pozbawienia wolności skazany został Oskar Groening - były strażnik z niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Sąd w Lueneburgu uznał 94-letniego esesmana za winnego pomocnictwa w zamordowaniu co najmniej 300 tys. osób. Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)