Zdaniem gazety protesty te są z jednej strony wyrazem oburzenia z powodu niesprawiedliwości społecznej, co jest tematem od dawna poruszanym przez lewicę. Z drugiej strony demonstracje wynikają z uczucia, że państwa są zbyt słabe i mogą zostać zdominowane i wyparte przez rynki finansowe. Jak zauważa dziennik, tęsknota za silnym suwerenem jest tematem podejmowanym z kolei przez prawicę. Według "SZ" protesty są także wyrazem złości i rozczarowania. Podczas kryzysu finansowego w 2008 roku, kiedy państwa wpompowały w system bankowy olbrzymie pieniądze, wielu obywateli sądziło, że przeżywają katharsis kapitalizmu - pisze gazeta. Komentuje, że było to i pozostaje iluzją, gdyż wielkie banki nadal ryzykują za pomocą tych samych środków i metod, jakie poprzednio doprowadziły do kryzysu finansowego. W opinii dziennika mogą one kontynuować swoją grę, ponieważ żadne z surowych reguł, które zostały ogłoszone przez światowych polityków, nie weszły w życie. Kapitalizm finansowy nie stał się ani trochę bardziej ludzki, a napędzające go siły wciąż działają. Gazeta podkreśla też, że protesty oburzonych nie dotyczą już krajowej polityki, gdyż ludzie nie oczekują od niej wiele, ponieważ widzieli, jak bezsilne, zdezorientowane i dryfujące parlamenty narodowe reagowały na kryzys finansowy. Protestujący popierają międzynarodową politykę - przekonuje "SZ". Przeciętni ludzie na całym świecie nie chcą przyglądać się już, jak za miliardowe sumy pochodzące z podatków ratowane są banki, a niedoskonałości kapitalizmu finansowego są naprawiane jedynie prowizorycznie i domagają się przejrzystych zasad jego funkcjonowania - podkreśla gazeta. Komentarz na temat demonstracji "oburzonych" dziennik podsumowuje pisząc, że w ciągu ostatnich 10 lat Niemcy bronili Hindukuszu. "Teraz trzeba obronić demokrację przed chciwością rynków. Świat, który może walczyć z talibami, nie może bać się brokerów" - kończy "SZ".