"Koniec +Merkozy'ego+ to dobry dzień dla Europy i czarny dzień dla Merkel. Otwiera się szansa, by wyprowadzić Europę z kryzysu zamiast wykańczać całe społeczeństwa oszczędnościami" - oświadczył w niedzielę wieczorem szef frakcji niemieckich Zielonych Juergen Trittin. Niemieccy komentatorzy są zgodni, że niedzielne wybory prezydenckie we Francji były także m.in. plebiscytem na temat dotychczasowej polityki walki z kryzysem zadłużenia w eurolandzie. Jej symbolem jest dyscyplina finansowa i przeforsowany przez Merkel pakt fiskalny, czyli umowa, w której 25 z 27 krajów UE zobowiązały się do solidnego prowadzenia państwowej kasy. Zasadniczą zmianę takiego kierunku europejskiej polityki antykryzysowej obiecał francuskim wyborcom socjalista Francois Hollande. Najpierw zapowiadał, że będzie dążył do renegocjacji paktu fiskalnego, a potem zażądał tylko uzupełnienia reguł wzmacniających dyscyplinę finansową "paktem dla wzrostu gospodarczego" w UE. Przesłanie Hollande'a dotarło do uszu nie tylko francuskich wyborców, lecz także wielu mieszkańców zmagających się z kryzysem krajów południa Europy - Hiszpanii, Włoch, Portugalii i Grecji - którzy mają nadzieję na zakończenie "oszczędnościowego dyktatu" Berlina. Odpowiedzią Merkel na obietnice francuskiego socjalisty była jej publiczna obietnica wsparcia w kampanii wyborczej konserwatywnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. Niemiecka kanclerz nie znalazła również w minionych miesiącach czasu na spotkanie z Hollande'em, a nawet - jak nieoficjalnie informowały media - zainicjowała w UE "spisek" konserwatywnych przywódców, którzy również mieli odmówić spotkania z faworytem francuskich socjalistów. Czy w takich okolicznościach po niedzielnym zwycięstwie Hollande'a francusko-niemiecki motor integracji europejskiej nie będzie się zacinał? Politycy chadecko-liberalnej koalicji rządzącej w Berlinie uspokajają. "Niezależnie od tego, kto jest prezydentem Francji, nasze kraje łączą bardzo bliskie i pełne zaufania relacje" - zapewnił w niedzielę wieczorem chadek Andreas Schockenhoff. Dodał jednak, że Hollande musi możliwie najszybciej zadeklarować, że nie chce zmieniać paktu fiskalnego. "Wszyscy chcemy zrównoważonego wzrostu gospodarczego w Europie. Ale polityka stabilności i dyscypliny budżetowej nie może na tym ucierpieć" - dodał. Berlin zasygnalizował już, że byłby gotowy na uzupełnienie paktu fiskalnego "paktem dla wzrostu". "Po wyborach (we Francji) rychło zabierzemy się do pracy, aby pakt fiskalny dla ograniczenia długów uzupełnić paktem dla wzrostu, który zwiększy konkurencyjność" - zadeklarował w niedzielę szef niemieckiej dyplomacji liberał Guido Westerwelle. Zastrzegł, że najpierw należy uzgodnić, co ma być treścią tego nowego paktu. Pierwszym krokiem do kompromisu będzie wizyta nowego prezydenta Francji w Berlinie, którą złoży zaraz po swym zaprzysiężeniu 15 maja. Z Berlina Anna Widzyk